poniedziałek, 12 listopada 2012

des taxis pour les galaxies

„Cafe de flore” to film, który ma duży potencjał, ale za bardzo ociera się o kicz, żeby być po prostu dobry. Wiodącą historią jest obraz rozstania Carole i Antoine, pary będącej ze sobą od czasu dorastania. Przekonani do o pokrewieństwie swoich dusz i o tym, że są dla siebie wybrani i wyjątkowi, że ich miłość jest jedyna i absolutna, cierpią z powodu rozstania, które spadło na nich po 25 latach wspólnego życia jako idealna rodzina. Oboje wierzą w mit miłości absolutnej, więc w momencie, kiedy ich związek rozpada się, zadają sobie pytanie, jak to możliwe, żeby to idealne uczucie skończyło się i mogło być zastąpione innym, wcale nie gorszym, również idealnym, jedynym. Pytanie to zadaje sobie przede wszystkim Carole, która nagle zostaje sama. Próbuje sobie wyjaśnić to, co ją spotkało, na wiele sposobów, jednak nie znajduje odpowiedzi. Pytanie to męczy również Antoine'a, który żyje z poczuciem winy i długo nie potrafi zapewnić poczucia bezpieczeństwa swojej nowej wybrance. Aby tak się stało, Carole wszak musi mu wybaczyć, pogodzić się z tym, co się stało, pozwolić ukochanemu odejść, a ona jest wciąż w żałobie po związku i na skraju rozpaczy, bliska odebrania sobie życia.
Okazuje się jednak, że jedyne wyjaśnienie, które jest w stanie zaakceptować, jest dość kuriozalne, wręcz kiczowate i to najsłabszy moment filmu. A ponieważ jest to jednak ogniwo spajające dwie równolegle opowiadane historie: Carole i Antoine'a oraz Jacqueline, samotnej matki wychowującej syna z zespołem Downa (w tej roli świetna Vanessa Paradis), w efekcie ciągnie cały film w dół. Podobnie jak sielankowa końcówka, dość mało prawdopodobna, mocno przesłodzona. Szkoda, bo estetycznie jest to prawdziwa perełka, dawno nie widziałam w kinie tak dopracowanych zdjęć, pięknych kadrów, celnych obserwacji, zachwytu nad szczegółem, piękna brzydoty, nie słyszałam tak bliskiej mi muzyki (a na końcu… „Le vent nous portera”…, czyli „Uniesie nas wiatr” - ale jako cover).
Jest to więc film dobry i niedobry zarazem. Bardzo dobrze zagrany, bardzo dobrze nakręcony, ale wpadający w banał i pretensjonalny. Okazuje się, że trudno jest we współczesnym kinie mówić o absolutnej miłości językiem, który by nie był kiczowaty. Może dlatego, że, zamknięci w ramach racjonalizmu i życiowych doświadczeń, nie możemy w taką miłość uwierzyć. Chociaż...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz