piątek, 9 listopada 2012

Postój


Jechałam pociągiem i w Rawiczu okazało się, że będziemy mieć ok. 20-minutowy postój.
- Jakiś samobójca rzucił się pod pociąg, trzeba czekać – oznajmił konduktor, zaglądając do każdego przedziału, a z chętnymi dzieląc się dalszymi szczegółami opowieści.
- Fuck! Co za palant, jeśli przeżył, niech go dobiją – fuknęła młoda dziewczyna w moim przedziale. – Który dziś jest? Siódmy? Może miał szczęście, może zginął.
Wzięła torebkę i wyszła na korytarz.
- Ciekawe, czy będzie coś widać – powiedziała podniecona, kiedy wróciła do przedziału tuż przed odjazdem.
Po 20 minutach pociąg w istocie ruszył.
Starsze panie z przedziału obok wypatrywały śladów, stojąc na korytarzu obok konduktora. Moja sąsiadka wykręcała głowę na obie strony pociągu, próbując coś dojrzeć z środka. „Czarne worki”, „zbierają”, „tyle ludzi”, „policja”, „170 na godzinę” – dobiegały głosy z korytarza.
- Mój Boże, jak już ktoś popełnia samobójstwo, powinien to robić tak, żeby u innych nie wywołać traumy – odezwała się pani siedząca w środku.
Tak. Niech nam się nie narzucają ze swoimi depresjami, problemami nie do rozwiązania, życiowym tchórzostwem, biedą, swoim powszednim bólem, który staje się nie do zniesienia. Ze swoim niemym krzykiem anonimowości, bo wszystko, co będziemy o nich wiedzieć teraz, to to, że rzucili się pod pociąg i innym zrobili źle. Wśród nich zapewne więcej jest mężczyzn niż kobiet, te ostatnie wybierają bardziej dyskretne metody: przedawkowanie tabletek, podcięcie żył. Desperaci rzucają się pod pociąg, spadają z kościelnych wież, z mostów, z wieżowców. To, że obok nas czai się ich depresja, lęk i nieporadność jest dla niektórych nie do zniesienia, włazi w ich prywatność i kruche poczucie szczęścia, zaburza poukładaną codzienność. Bo oto okazuje się, że człowiek jest słaby i że czasem jedynym wyjściem jest wybór nieodwracalnego.
- Palant zepsuł mi dzień – burczy dziewczyna i wyciąga z torebki lakier do paznokci, żeby poprawić manicure.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz