środa, 26 grudnia 2012

depresjonistka

Czytam "Drobne szaleństwa" Kai Malanowskiej. Egotyzm łamany przez egocentryzm, strumień świadomości jak mózg sączący się przez dziurę w czaszce. Jeszcze nie wiem, czy dobre. Może.

Szymon budzi się powoli, przeciąga, sapie, palcami u stóp bada dzień. Spod kołdry dochodzi mnie zapach rozgrzanego snem ciała. Chciałabym cała się pogrążyć w tym lepkim ciele, schować w zagłębieniu pachy albo zgięciu ramienia, oddychać płytko, tuż przy jego uchu, więc płaczę znowu, odwracam się do ściany. Łkając, próbuję coś powiedzieć, wytłumaczyć. Natychmiast wybucha awantura. Nie wiem, o co chodzi, w każdym razie on się strasznie denerwuje i wszystko znów wymyka mi się spod kontroli. Boję się z nim rozmawiać, boję się przyznać, jak bardzo się boję, boję się tłumaczyć. A on i tak nie słucha. Boję się, że rozmowa mnie skompromituje. Ale jak nie rozmawiam, to histeryzuję i próbuję porozmawiać, i kompromituję się całkowicie. On ma dosyć. Podobno zachowuję się jak dziecko, nie ma już sił znosić moich histerii. Wścieka się, wciąga spodnie na swoje szczupłe biodra, szybko, szybko. Krzyczy, mówi straszne rzeczy i zapina koszulę. Nie mam wyjścia i też wstaję. Gotuję wodę i wrzucam mu do herbaty pięćdziesiątkę afobamu. Niech się przymknie, przestanie tak ujadać w końcu. Po godzinie spokojny jak niemowlę w kołysce. Dzwonię i opowiadam o tym Gówienowi. Gówien przerażony pyta, czy nie mam przypadkiem pod ręką trochę arszeniku, żeby w razie czego też dosypać mu do herbaty. Nie mam, na szczęście.

Skanowałam dziś kliszę od taty :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz