piątek, 21 czerwca 2013

trzysta

Niektóre rzeczy nie przestaną mnie zadziwiać w negatywnym sensie.
Jedną z nich jest właściwe moim rodakom zachowanie polegające na celebrowaniu własnego cierpienia. Czasami mam wrażenie, że nic tak nie podbudowuje naszego narodowego ego, jak uskarżanie się i lamentowanie nad nieszczęsnymi kartami w historii, kiedy to byliśmy niewoleni, mordowani i wynaradawiani. Dlaczego mnie to dziwi? Bo lamentowanie nic nie daje oprócz nieco lepszego samopoczucia. Czynię z siebie ofiarę, a więc domagam się współczucia, nie pozwalam na wytykanie moich wad (bo przecież ofiary są święte) i - wreszcie - rozgrzeszam sam siebie za ewentualne krzywdy, jakich doznali inni z mojej ręki. Bo przecież i tak jestem ofiarą. To celebrowanie cierpienia idzie więc tylko w jedną stronę - roszczeniową, a nigdy w dialog czy gotowość do wyznania swoich win.
Nie chodzi mi o to, że ofiarom nie należy się pamięć i szacunek, bo się bezsprzecznie należą. Chodzi mi o to, żeby rozpamiętywanie nieszczęść niosło też i w następstwie pokorę i wyciągnięcie ręki, żebyśmy nie zapiekali się w swojej nienawiści i nie pielęgnowali uczuć mściwych.
Dlatego nie rozumiem, dlaczego niektórzy posłowie upierają się przy tym, żeby w uchwale upamiętniającej ofiary rzezi wołyńskiej znalazło się określenie "ludobójstwo". Dlatego nie rozumiem, dlaczego 20 lipca w Radymnie odbędzie się rekonstrukcja historyczna... rzezi wołyńskiej. Dlatego nie rozumiem retoryki smoleńsko-katyńskiej. Dlatego nie rozumiem, dlaczego romantyczny mit Polski-Mesjasza Narodów jest wciąż tak atrakcyjny. Dlatego nie rozumiem odrzucania ciemnych kart historii i udawania, że Jedwabne czy Radziłów to tylko wymysły. Dlatego nie rozumiem, dlaczego stawianie Polaków w roli innej niż tylko ofiary nazywa się działaniem antypolskim. Nie rozumiem wybiórczego korzystania z historii. Nie ma prawd jedynie słusznych.

My, Ukraińcy, powinniśmy sobie rzeź uświadomić i z całego serca przeprosić. Bo ten, który przeprasza, nigdy się nie myli i jest na dobrej drodze. Nawet jeśli jemu też uczyniono krzywdę. Tylko że nasze dzisiejsze społeczeństwo jest w takim agresywnym nieludzkim stanie, że liczyć na natychmiastowe masowe przeprosiny jest trudno. Rekonstrukcja rzezi to tylko oddala, prowokuje kolejne urazy, ostre nawroty nienawiści. To nie ma nic wspólnego z bólem, z ofiarami rzezi. To lekceważenie.
/Jurij Andruchowycz, ukraiński pisarz/