niedziela, 14 października 2012

haters gonna hate, czyli lewym okiem

Kiedy Jerzy Sawka żegnał się z czytelnikami wrocławskiego dodatku Gazety Wyborczej, napisał pełen goryczy artykuł, w którym rozprawił się z rzekomą „wrocławskością” w negatywnym znaczeniu. Otóż wrocławskość według byłego redaktora naczelnego lokalnego dodatku Wyborczej jest szczególną odmianą patriotyzmu lokalnego, a ściślej – lokalną megalomanią, pewnego rodzaju przekonaniem, że „my tu we Wrocławiu to jesteśmy: (do wyboru) tolerancyjni, otwarci, postępowi, bardziej europejscy niż mieszkańcy innych miast w Polsce, wykształceni, zamożni, kulturalni i bardzo gościnni, ale nie możesz stać się jednym z nas, jeśli się tu nie urodziłeś lub ewentualnie nie mieszkasz tu od co najmniej 30 lat”. I jeszcze, jak zdaje się komunikować typowy wrocławianin według Jerzego Sawki, „ach, jak nam miło, że nas chwalisz, bo u nas jest co chwalić i jesteśmy wspaniali, ale jeśli tylko zaczniesz nas krytykować, to odwrócimy się do ciebie plecami”. Celem artykułu Sawki było uargumentowanie skierowanej wobec niego niechęci, z jaką się spotkał zarówno w swojej redakcji, jak i wśród spotykanych na co dzień wrocławian. Myślę, że ma on w jakiejś części rację – jesteśmy megalomanami. Nie wiem, czy bardziej niż warszawiacy, poznaniacy, krakowianie, łodzianie, itd., może i tak. Ale nie miał pan redaktor racji, że owa megalomania była przyczyną niechęci wobec niego samego, a przynajmniej nie główną.

Megalomania jest w ogóle jakąś typowo polską cechą, która pozwala nam na zapiekanie się we współczesnych hybrydach sarmatyzmu, mesjanizmu i nacjonalizmu (zmieszanych i wstrząśniętych) we wszystkich jego przejawach i odmianach, od tych najbardziej ordynarnych, jak działalność NOP i wszelkich pochodnych ONR, po wypowiedzi „zwyczajnych” hejterów, np. pod tekstem dotyczącym sprzeciwu wobec wysiedleniom Romów (oto próbka: Inna rzeczą jest, że ludność, która z przeproszeniem sra w krzakach, kiedy dziesięć metrów dalej stoi darmowy szalet publiczny, niczyjej sympatii budzić nie może. Jeżeli to jest rasizm, to sami sobie winni). Jak z tą megalomanią mocno podszytą ksenofobią walczyć? Nie mam pojęcia, przecież potomkowie husarii będą zawsze obstawać przy swoim, powołując się co najmniej na: historię (zawłaszczoną), tradycję (źle rozumianą), dobro społeczeństwa (bardzo dyskusyjne). A i inni stróże porządku potwierdzą, że „Żaden z nich nigdy nic złego mi nie zrobił i nie doświadczyłem z ich strony niczego niemiłego”, jak w komentarzach pod artykułem Mirki Makuchowskiej z KPH i Joanny Synowiec z Nomady.

Ale przecież my tu, w Polsce, we Wrocławiu, nie mamy problemów z rasizmem, jak zdaje się mówić głos z Sukiennic, a nawet jeśli mamy, to nic nie możemy z nim zrobić, lepiej niech się tym zajmie „Gazeta Wyborcza” i go zlikwiduje. A póki co nie wydamy zgody na wystawę „Wrocławska Równość”, bo kontrastowa czerwień i biel ostrych trójkątów na czarnym tle jest zbyt agresywna dla przestrzeni miejskiej (sic!). Niestety, dopóki takie wybryki jak wybicie okna w synagodze czy okrzyki rzucane w kierunku dziennikarek tejże znienawidzonej gazety w stylu „wy żydowskie lesby” będziemy nazywać tylko i wyłącznie chuligaństwem, dalej będzie na nie przyzwolenie. Bo przecież na każdym wiejskim (i nie tylko) weselu zdarzają się „agresywne” wybryki. Smutne. 

Świetny komentarz autorstwa Sztucznych Fiołków

Artykuły, do których odnosi się ten felieton (linki w tekście):
1. Jerzy Sawka, Jak kochać Wrocław, żeby nie odbiło
2. Jan Józef Lipski, Dwie ojczyzny, dwa patriotyzmy
3. [krzem], Apel AEDH. To hańba Europy. Przeciw wysiedleniom Romów!
4. Joanna Synowiec, Mirosława Makuchowska, NOP-owcy zagrażają wszystkim żyjącym we Wrocławiu
5. [red], Dutkiewicz: potrzebna akcja w celu delegalizacji NOP
6. Bartosz Machalica, Wrocław: Wystawa w ramach Festiwalu Równości zakazana
7. [mgo], Po marszach ktoś wybił okno we wrocławskiej synagodze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz