środa, 3 października 2012

Rushdie

Ja sam należę do pokolenia, które ukuło pojęcie wielokulturowości, i uważam je za dobry pomysł. Dziś każde duże miasto na świecie w istocie jest wielokulturowe, nie tylko Nowy Jork, gdzie nawet taksówkarze mówią setką języków, ale także mój rodzinny Bombaj.
Ale pułapką wielokulturowości jest ten niedostrzegany od razu moment przejścia w kulturowy relatywizm, który głosi: jeśli ich kultura dopuszcza obrzezanie dziewczynek, niech to robią; jeśli przyzwala na zabójstwa z powodu niepodzielania ich światopoglądu - trudno, niech zabijają.
Pytanie brzmi, czy istnieje coś takiego jak uniwersalne zasady. To trzeba znów pilnie ustalić. Gdy krótko po traumie II wojny uchwalano Deklarację Praw Człowieka, zgadzano się, że jest to zbiór praw powszechnych. Dziś można nierzadko usłyszeć, także na Zachodzie, że to przejaw imperialnej pychy, że narzucanie własnych wartości reszcie świata jest niemoralne. Cios takim argumentom zadała arabska wiosna. Ludzie, którzy wyszli na ulice w Tunezji, Egipcie, Libii i Syrii, dowiedli, że pragną tych samych swobód co my, choć my lubimy usprawiedliwiać naszą zgodę na status quo poglądem, że przecież "oni" nie są gotowi na prawdziwą wolność i demokrację.
Myślę, że społeczeństwo, w którym nie można bezkarnie powiedzieć do oponenta: uważam twoje poglądy za potworne, szybko zmienia się w tyranię. (...)
/Salman Rushdie w wywiadzie z Łukaszem Grzymisławskim/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz