Pokazywanie postów oznaczonych etykietą poczucie winy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą poczucie winy. Pokaż wszystkie posty

sobota, 23 sierpnia 2014

o wstydzie

Jędrzej Morawiecki: Czy w nowych ruchach religijnych jest miejsce na wstyd? A może wstyd jest przez nie odrzucany jako toksyczny? (…) Przywykliśmy bowiem do innej waloryzacji. Do tej pory zły był raczej bezwstyd. Teraz – wydaje się nam – nastąpiło w tej sferze znaczne przesunięcie. (…) Czy w nowej duchowości element wstydu jest tylko balastem? Niepotrzebną winą, narzędziem opresji?
Bartosz Jastrzębski: Owo odrzucenie, czy wyparcie, dotyczy nie tylko wstydu, ale i grzeszności. Wydaje się, że zanurzywszy się w nowych formach duchowości, powiadamy: „Ogólnie jest fajne, a ma być jeszcze fajniej”. „Fajne” jest samo doświadczanie. Dzięki temu doświadczeniu będzie jeszcze „fajniej”, nasze życie codzienne stanie się lepsze, pełniejsze, bardziej satysfakcjonujące i świadome. Tymczasem tradycyjne religie mieszczą w sobie moment ciężkiej traumy religijnej, która co prawda na planie metafizycznym może się okazać czymś zbawczym, czymś duchowo korzystnym, przeżywana jest jednak jako „ciemna noc duszy”, jako coś porównywalnego z ukrzyżowaniem, ze śmiercią…

Zbigniew Pasek: To, co wyróżnia nową duchowość, jest wynikiem długiego procesu psychologizacji religii. Współczesna psychologia stwierdza, że grzech jest niezdrowy, że poczucie grzeszności i poczucie winy są szkodliwe dla psychiki. Te uczucia hamują człowieka, ograniczają, wytwarzają blokady, które później mszczą się okrutnie na samopoczuciu i zdrowiu psychicznym. Lepiej więc nie mieć poczucia winy. Zwłaszcza nieuzasadnionej. Chrześcijaństwo wierzy jednak, że grzech pierworodny człowiek dziedziczy. Nie jest on uzasadniony jakąś jednostkową, indywidualną odpowiedzialnością. A zatem, powiada się dzisiaj coraz częściej: jest bezpodstawny. Nawet więcej, szkodliwy. Redukując transcendencję czy duszę do psychiki i jej poznanych dotąd mechanizmów, dokonuje się takiego mniej więcej zabiegu. Mówienie o grzeszności w nowej duchowości? Tam o grzechu się milczy, dominują zaś elementy jasne, pozytywne, optymistyczne. Odwołując się do tradycyjnych kategorii religioznawczych: w nowej duchowości króluje fascinansTremendum jest szczątkowe. Można się bać, ale raczej UFO, można bać się porażki, choroby. To wszystko są lęki z tego świata. One tego świata dotyczą i dzięki temu są zrozumiałe.
W kulturze zachodniej tradycyjny, moralny monolit wyraźnie się rozpada. Religijność chrześcijańska kruszy się: albo zmierza w stronę sekularyzmu, albo nowej duchowości i nowych ruchów religijnych, albo też przechyla się w kierunku fundamentalizmu. Istotny dla rozwoju owych wektorów był początek XX wieku. Wtedy właśnie pojawił się, za sprawą teozofii, nurt New Age. Wtedy jednak utwardził się również fundamentalizm, pielęgnowany przez wspomniane przez Panów grupy ewangelikalne czy protestanckie, które konserwują stary, tradycyjny układ moralności. Dominuje w nich pryncypialność, dosłowność odczytania Biblii, nie ma żadnych ustępstw wobec homoseksualistów, nie wprowadza się zmian w etyce seksualnej itp.
Jak to wszystko opisać? Nauka proponuje nam wiele możliwości. Jedną z perspektyw jest relatywizm (ale bez pejoratywnego „cienia” używam tego słowa), który stanowi odpowiedź na rozmaitość systemów moralnych.
Relatywny jest na przykład wstyd, bo wstydzimy się tylko tego, co piętnuje konkretna religia, niosąca określony układ zasad moralnych. Wstydzimy się, kiedy wynurza się z nas coś, co jest naruszeniem tych zasad i co wywołuje poczucie winy, poczucie czegoś niewłaściwego – zmazy czy grzechu. Wstyd to takie uczucie, które opiera się na zakazie – zakaz jest jego konieczną przesłanką. Ponadto wstyd jest czymś społecznym (bo opiera się na kulturowych i społecznych tabu). Twierdzę również, iż nie istnieje wina zbiorowa. Mimo że Niemcy kajali się za drugą wojnę światową. Mimo że Kościół przepraszał i „wstydził się za grzechy, robił źle wobec Żydów” i za inkwizycję. Pomimo owych kontekstów wstyd jest pojęciem, które funkcjonuje raczej w odniesieniu do indywiduum, schodzi na poziom jednostki i może się pojawić w mówieniu jednostkowym o religii. Dzieje się tak, kiedy przekonania czy zasady – etyka danej religii – są na tyle uwewnętrznione, że ich złamanie powoduje poczucie zrobienia czegoś niewłaściwego. (…)
Bo ze wstydem jest tak, jak nauczał pewien mnich moich studentów, kiedy przed laty zwiedzaliśmy górę Athos. Opowiadał on, iż dusza po śmierci, uwolniwszy się od ciała, wznosi się ku górze, przez kolejne kręgi niebiańskie. Przy przechodzeniu przez każdy kolejny krąg musi oglądać swoje grzechy, które są coraz cięższe. Nikt jej niczego nie wyrzuca i niczego nie każe. Ale ona, widząc te grzechy, wstydzi się. Wstydzi się bezmiernie i bezgranicznie. „I to jest właśnie piekło. Innego piekła nie ma” – zakończył mnich.

/”Innego piekła nie ma”. Z profesorem Zbigniewem Paskiem o wstydzie i nie tylko rozmawiają Bartosz Jastrzębski i Jędrzej Morawiecki/

wtorek, 20 maja 2014

Susan :)

W eseju o podróży do Wietnamu piszesz o różnicy między kulturą wstydu i kulturą winy.
Te dwie rzeczy mają pewną część wspólną - można się wstydzić tego, że nie spełniło się jakichś oczekiwań. Lecz ludzie czują się winni tego, że zachorowali. Ja sama lubię mieć poczucie, że jestem za coś odpowiedzialna. Ilekroć w moim życiu osobistym panuje bajzel (...) zawsze wolę wziąć odpowiedzialność na siebie, zamiast mówić, że to wina drugiej strony. Nie znoszę postrzegać siebie jako ofiary. Wolałabym już stwierdzić: no proszę, postanowiłam związać się z osobą, która okazała się zwykłą suką. To był mój wybór, a ja nie lubię zwalać winy na innych, bo znacznie łatwiej zmienić siebie niż kogo innego. A więc nie jest tak, że unikam odpowiedzialności, tylko moim zdaniem, kiedy zapadasz na jakąś poważną chorobę, to tak, jakbyś wpadł pod samochód - nie wydaje mi się, żeby sens miało rozważanie, przez co zachorowałeś. Sensowne jest natomiast zachowywanie rozsądku, na ile to możliwe, i szukanie właściwej terapii, a także podtrzymywanie w sobie ochoty do życia. Bez wątpienia, jeśli nie chcesz żyć, możesz stać się współodpowiedzialny za chorobę.
Hiob nie czuł winy - był uparty i przepełniony gniewem.
Ja byłam niezwykle uparta. Nie przepełniał mnie jednak gniew, bo nie było nikogo, na kogo mogłabym się gniewać. Nie można być wściekłym na naturę albo na biologię. Wszyscy umrzemy - to fakt, z którym bardzo trudno się pogodzić - i wszyscy doświadczamy procesu umierania. Wydaje się, że w ciele - a właściwie w głowie - tkwi zamknięta jakaś osoba. Jej fizjologiczna maszyneria wystarczy na siedemdziesiąt, góra osiemdziesiąt kilka lat przyzwoitego funkcjonowania. W pewnym momencie zaczyna się rozpadać i przez połowę życia, jeśli nie więcej, człowiek przygląda się własnej dezintegracji. I nie może temu w żaden sposób przeciwdziałać. Jest uwięziony w środku, a gdy mechanizm ostatecznie wysiada - umiera. Każdy człowiek doświadcza samego siebie w taki sposób. (...)
A jak odniesiesz się do filozoficznych i quasi-mistycznych prób pogodzenia tej dychotomii? Do tej pory mówiłaś o niej przez pryzmat doświadczenia i zdrowego rozsądku.
Myślę, że nie sposób nie odczuwać siebie jako istoty, która jest gdzieś uwięziona. Takie jest właśnie pochodzenie dualizmów - platońskiego, kartezjańskiego i wszystkich innych. Choć wiemy, że takie przekonanie nie daje się obronić na gruncie analizy naukowej, nie można być w pełni zmysłów i zarazem nie mieć poczucia, że własne "ja" przebywa w ciele. Można oczywiście próbować pogodzić się ze śmiercią i na starość zacząć zajmować się rzeczami, na które funkcjonowanie ciała nie ma znacznego wpływu, ale ciało przestaje być atrakcyjne dla innych i nie działa w satysfakcjonujący sposób, bo robi się kruche i podniszczone.
Tradycyjna ścieżka ludzkiego życia wygląda tak, że w pierwszej jego części człowiek zajmuje się raczej aktywnościami wymagającymi sprawności fizycznej, w drugiej zaś - umysłowej. Trzeba jednak pamiętać, że takie życie jest dziś niemal niemożliwe, a na pewno nie wspiera go społeczeństwo. Warto też dodać, że większość naszych przekonań o tym, co możemy robić w danym wieku i co wiek oznacza, jest całkowicie arbitralnych - równie arbitralnych jak stereotypy płciowe. Sądzę, że przeciwstawienie młodego staremu i męskiego kobiecemu to dwa stereotypy, które więżą ludzi bodaj w największym stopniu. Wartości kojarzone z młodością oraz męskością uznaje się za ludzkie normy, wszystko pozostałe zaś jest mniej ważne bądź gorsze. Starzy ludzie mają wielkie poczucie niższości. Wstydzą się starości.
/Myśl to forma odczuwania, Susan Sontag w rozmowie z Jonathanem Cottem/