poniedziałek, 21 stycznia 2013

ta mina! :)))

Źródło: księgatwarzy :P
Ha! Wiem też, co robią idioci: ujadają.
A toksyczni wciąż produkują toksyny.
Jest też dobra wiadomość!
Każdy może się zmienić na lepsze :)))

niedziela, 20 stycznia 2013

okamgnienie


Josif Brodski
Przepływają obłoki

Słyszysz w lesie, czy słyszysz w lesie głosy dziecięce,
nad srebrnymi drzewami dzwoniące, łopocące w
                dźwięcznych pogłosach,
w zmierzchającym powietrzu zanikające naprędce,
w zmierzchającym powietrzu znikomiejące niebiosa?

Nici deszczu się przeplatają, połyskują wśród drzew
                          niezdarnych
i bezgłośnie szumią, bezgłośnie szumią w zbielałych
                        trawach,
słyszysz głosy, czy widzisz włosy - te w grzebieniach
                        czerwonobarwnych,
sięgające po mokre liście drobne ręce w przykrótkich
                          rękawach?

"Przepływają obłoki, przepływają obłoki i gasną" -
to śpiewają dzieci, śpiewają dzieci, w mroku czarne
                    szeleszczą gałęzie,
loty głosów wśród liści, wśród konarów o kształtach
                        niejasnych,
w zmierzchającym powietrzu ani objąć je, ani uwięzić.

Tylko liście wilgotne jakby w nagłym podmuchu
                wystrzelone jak z procy
śpieszą z lasu jakby z daleka ich dobiegło wołanie
                        jesieni,
przepływają obłoki, to śpiewają dzieci, śpiewają wśród
                            nocy,
i od traw aż po szczyty wszystko - pulsującym
                    głosów strumieniem.

Przepływają obłoki, a to życie przepływa zapewne,
przyzwyczajaj się, przyzwyczajaj - śmierć tkwi w
                tobie dymiącym pociskiem,
gdzieś wśród czarnych gałęzi - obłoki, pełne głosów,
                       miłości pełne,
przepływają obłoki, to śpiewają dzieci, śpiewają o
                        wszystkim.

Słyszysz w lesie, czy słyszysz w lesie dziecięce nucenie,
nici deszczu się przeplatają, śpiew łopoce w
                    dźwięcznych pogłosach,
tuż przy szczytach strzelistych w nowym zmierzchu
                    na okamgnienie
znowu ujrzysz, na nowo ujrzysz wygasające niebiosa.

Przepływają obłoki, przepływają nad lasem wystrzelone
                        jak z procy,
gdzieś tam szemrzą strumienie, tylko płakać i śpiewać
                        w jesiennej zamieci,
tylko płakać i w górę spoglądać, i dzieckiem pozostać
                        śród nocy,
tylko w górę spoglądać i płakać, i śpiewać, i o niczym
                        nie wiedzieć.

Gdzieś tam szemrzą strumienie w jesiennej zamieci
            wśród konarów o kształtach niejasnych,
śpiew o zmierzchu, o zmierzchu, tylko płakać i śpiewać,
                    liść się kładzie na liść,
coś, co wyższe nad ludzi, coś co wyższe nad ludzi,
                    przepływa i gaśnie,
tylko płakać i śpiewać, tylko płakać i śpiewać...
                        Tylko żyć.

śmierć tkwi w tobie dymiącym pociskiem...

chochlik

Stop, stop, stop! Za poważnie i za smutno, a w zanadrzu saaaaame smuty prawie, takie że tylko zamarznąć na śmierć. A przecież chochlik we mnie siedzi też i śmieje się, śmieje, jak Poppy w "Happy Go Lucky", jednym z moich ulubionych filmów na chandrę, chociaż... z dość smutnym wątkiem bardzo specyficznego instruktora nauki jazdy. Poppy jest w życiu szczęśliwa, ale trochę bezrefleksyjna i dlatego musi się skonfrontować ze swoją odwrotnością - człowiekiem, którym rządzi gniew, frustracja i uprzedzenia. Spotyka też na swojej drodze wiele ludzi, którzy ewidentnie szczęśliwi nie są w swoich rolach i historiach, i dziwi się im, jak mogą tak żyć. A do tego jest świetną, postrzeloną nauczycielką :)
Czasami fajnie być jak Poppy, chociaż i tak najlepiej być po prostu sobą.


sobota, 19 stycznia 2013

tożsamość i przebudzenie

To dość smutne, a jednocześnie bardzo osobiste, więc nie kpij, Czytelniku, choćby nawet czasem ironiczny uśmiech gościł na Twojej twarzy, gdy tu zaglądasz.

Po wielu dniach spędzonych z bliskimi i dla bliskich przychodzi już całkowicie skrystalizowana dość gorzka świadomość, że...
Pomimo że zawsze miałam wszystko lub prawie wszystko, czego mogłam zapragnąć,
nie było chyba w moim życiu nikogo, kto by ode mnie czegoś nie wymagał, nie oczekiwał,
w jakimś okresie życia chociażby, nawet krótkim.
Wymagania niektórych były ogromne, ponad moje siły, ponad to, co mogłam unieść, ofiarować, dać, a to, co dawałam, odtrącali.
Inni żądali niewiele, ale i pozostali tylko cieniami.
Sama od siebie wymagałam zawsze niemal niemożliwego.
Mechanizm, który mnie trzymał przy najbardziej wymagających, to najczęściej poczucie winy, które urosło do rozmiarów monstrum w pewnym momencie życia, a z którym rozprawiam się do dziś.
I jeszcze potrzeba uznania/akceptacji w oczach tych, na których mi zależało, a nawet tych, na których mi nie zależało - przypadłość osób o niskim poczuciu wartości.

Tym bardziej doceniam dziś tych, którzy, o nic nie prosząc, niczego nie żądając, niczego nie oczekując, po prostu mnie akceptują. Do nikogo nie porównując, nie nadając etykietek, nie oceniając... To niewątpliwie najcenniejszy składnik dojrzałej Przyjaźni. Dziękuję :) I za Przebudzenie też dziękuję :)

Dopisek z dn. 21.01.13

I jeszcze dziękuję losowi za wsparcie Przyjaciół, jakie otrzymałam w porę, i za zdrowy rozsądek. Za odrodzenie w prawdzie. Za Światło. Za samoświadomość. Za siłę. Za proces indywiduacji. Za to, że zaczęłam słuchać swojej Jaźni, a nie słów ludzi, którzy mną manipulowali. Za drugą szansę. Za Dobro, jakie zdarza się w moim życiu.

"Skazani jesteśmy na wolność naszych decyzji. Nawet zrzucenie ich na innych jest wyborem — najgorszym z możliwych, bo skazującym nas na nieautentyczne życie."
— Jean Paul Sartre

piątek, 18 stycznia 2013

about somebody I used to know

Fernando Pinto de Amaral
Cardiology

The greatest motivation in his life
was perhaps curiosity.
It drove him on: he approached
every woman he met,
but he was only interested in their hearts.
He methodically followed this obsession
and like a child 
with its favourite toy
he also wanted to see what was inside,
find out exactly how it worked,
to shred each hope in slow motion,
dissect with almost scientific rigour
each anguish, each unavowable desire,
till he felt the ever fresh taste
in each one of those cells.
After each experiment, he observed
the dismantled hearts
and, not being able to reassemble them,
he gathered them one by one into his breast.
It was a safe place
and holding so many pieces of other lives
pulsating out of step
he could at last believe
that he also had a heart.

czwartek, 17 stycznia 2013

don't let the bedbugs bite

O dzieciach


"Dzieci wasze nie są dziećmi waszymi.
Są bowiem synami i córkami Życia - a ono pragnie siebie samego. Zatem przez was przychodzą, ale nie od was przychodzą. I chociaż są z wami, to do was nie należą.
Możecie dać im miłość swoją, lecz myśli waszych dać nie możecie.
Albowiem one mają myślenie swoje.
Możecie zbudować dom dla nich. Ale tylko dom dla ciała, nigdy dla duszy. Ich dusze bowiem mieszkają w domu jutra, a tego domu nawet w snach nie możecie odwiedzić.
Więc możecie starać się być jako dzieci wasze, ale sprawicie, aby one się stały, jacy wy jesteście.
Życie ani nie zawraca, ani nie przedłuża dnia wczorajszego.
Jesteście niby łuk drżący, z którego dzieci nowe jak strzały posłano.
A Łucznik widzi cel na drodze nieskończoności - napina was po to z całej mocy, aby strzały leciały daleko i szybko.
Bądźcie więc ku radości napięci pod dłonią Jego.
On kocha i strzałę szybką, i łuk mocny kocha."
/Khalil Gibran/

wtorek, 15 stycznia 2013

hej

Słucham tej piosenki bez zachwytów od końca lata dość często, puszcza ją moja ulubiona Trójka. Ale dopiero wczoraj wsłuchałam się w słowa.


A ESK2016 rzeczywiście nadal kiepsko wygląda. Swoją drogą - ciekawe miejsce na konferencję prasową, naprawdę. Na miarę miasta.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

reality

Czasami siedzę w domu i zamieniam się w królową drobnych czynności. Wykonuję ich setki, tysiące w ciągu dnia, powtarzające się gesty, ruchy dłonią, ciałem, poprawianie się w fotelu, chwilowe zastygnięcie dłoni nad klawiaturą komputera, ruch gałek ocznych w górę, kiedy próbuję sobie coś przypomnieć, szukanie telefonu, podnoszenie porozrzucanych na podłodze zabawek, kredek, papierów, nalewanie wody do szklanki, smarowanie chleba, wychodzenie z domu o tej samej porze, żeby zdążyć, w sklepie mleko, ser żółty, pomidory, jogurt, chleb, rytuały, nad którymi się nie myśli, a które porządkują nudną codzienność. Setki, tysiące czynności, tych samych, podobnych, innych, nowych, jak na taśmie maszynowej, odruchowo, bez refleksji albo właśnie myśląc.

Mariusz Szczygieł napisał kiedyś reportaż o kobiecie, która przez ponad 50 lat zapisywała w zeszytach wszystko, co robiła w ciągu dnia. Zapisała około 750 zeszytów. Znalazła je dopiero po jej śmierci córka. Wyszło na jaw, że Janina Turek zapisała wszystko, co robiła. Nieprzerwanie, dzień po dniu, od roku 1943 do 2000 zanotowała:
Ile razy odbierała telefon w domu i kto dzwonił (38196 razy)
Ile razy dzwoniła do kogoś (6257 razy)
Gdzie i kogo widziała przypadkowo i powiedziała „dzień dobry” (23397 razy)
Ile odbyła spotkań umawianych (1922)
Ile dała prezentów, komu i jakich (5817)
Ile dostała prezentów (10868)
(…)
Przez 57 lat zanotowała i policzyła wszystkie przyjęcia, wycieczki, tańce, przedmioty znalezione, listy, lektury, wyjścia do kina, noclegi poza domem, wizyty przyjmowane, wizyty składane, śniadania, obiady, kolacje. Najpierw prowadziła jeden zeszyt dla wszystkich dziedzin życia, potem każda dziedzina otrzymywała własny notes.
/Mariusz Szczygieł, „Reality”/

Szczygieł próbuje zrozumieć, dlaczego pani Janina notowała takie drobiazgi, co przecież musiało zajmować jej sporo czasu. Po co były jej zeszyty? Mówi o nerwicy natręctw, ale zaraz potem odrzuca tę koncepcję, wskazuje na samotność kobiety, która czuła się odstawiona na boczny tor, żyjąca poza rzeczywistością, w jakimś zawieszeniu, czekająca na miłość. Ani razu nie zanotowała nic o emocjach, o sobie samej tak naprawdę – jej zeszyty wypełniają suche zestawienia. Znalazły się jednak i widokówki, które pisała do siebie samej. O treści: Nie żądać wiele. Nie mówić zbyt wiele o sobie. Albo: Mam towarzyszkę samotności: muchę. Jak jest ciepło w pokoju i gdy coś jem, to fruwa. Tak już jest od kilku tygodni. Być może zapiski dawały jej poczucie bezpieczeństwa? A może prowadziła je po to, żeby zagłuszać myśli o samotności?


To zdjęcie mojej mamy zrobił dawno temu mój tata :)

„Spotkanie z drobinami bytu, choć polega na udzieleniu im uwagi, dotyczy naszego istnienia. Jakby odwracał się kierunek spojrzenia, a nawet zwracał się nam trud. Wygląda to na wdzięczność rzeczy. Gdy próbujemy zrozumieć przesłanie płynące ku nam od egzystencjalnego konkretu, ostatecznie dochodzimy do rozumienia siebie. Może dlatego, że sami jesteśmy egzystencjalnym konkretem i że następuje tu spotkanie istniejących, w którym odsłania się sens wspólny. Rozumienie wewnątrz bytu polega na porozumieniu, na odkryciu tego, co skierowane jest ku nam jako istniejącym i przesłane przez „coś”, co samo również istnieje. Musimy rozpoznać „coś” jako część całości i rozpoznać siebie jako bytujących w tej samej całości i należących do niej fundamentalnie. Trzeba więc rozpoznać fakt jako istniejący i przez swoje istnienie odsłaniający nasze istnienie. Chodzi o to, żeby patrząc na kamień, but albo na karalucha zrozumieć, co nas łączy, a co dzieli. Jak istniejemy? Ku czemu? Jakie wartości wcielamy? Chodzi o to, by zrozumieć lepiej siebie dzięki owocowi wiśni.”
/Jolanta Brach-Czaina, „Szczeliny istnienia”/

niedziela, 13 stycznia 2013

ludowe mądrości


„Zawsze, gdy ulegamy wpływowi krytyki lub pochwały, jesteśmy nieświadomi. Jesteśmy uwięzionymi ofiarami manipulacji i zewnętrznej kontroli. Jeśli czujemy się wspaniale tylko dlatego, że ktoś nas chwali, poczujemy się źle, gdy ktoś nas skrytykuje.”
/Colin P. Sisson/

A ja czekam na nową płytę Cave'a...

Źródło: materiały promocyjne zespołu Nick Cave & The Bad Seeds

sobota, 12 stycznia 2013

cicho-płatki

Josif Brodski
*** (Pada śnieg...)

Pada śnieg, resztę świata pomniejszając doszczętnie.
W taki czas Pinkertonom się wiedzie
i sam sobie co chwila następujesz na pięty
własnych śladów, tłoczących się w przedzie.
Nikt nie żąda nagrody za pokrycie tych tropów;
pejzaż wokół pojaśniał i zamilkł.
Jakże światłem nabity odprysk szkła w głębi mroku -
gwiazda! całkiem jak łódź z uchodźcami.
Nie oślepnij, patrz dalej - sam wyjęty spod prawa,
odszczepieniec, wyrzutek, mizerak.
Nawet duszę śnieg zawiał. Tylko wydech zostawia
kłęby pary, jak profil chimery.
Lepiej pomódl się głośno, tak jak ten z Nazaretu,
za schodzących się zewsząd koliście
samozwańców z darami z wszystkich krain planety
i za każde niemowlę w kołysce.


czwartek, 10 stycznia 2013

dwie?

Są dwa filmy Kieślowskiego, w których - wyjątkowo - celebruje kobiecość. Robi to z entuzjazmem i zachwytem, a nie, jak w szóstej części „Dekalogu”, z lękiem. Pierwszy z tych filmów to „Podwójne życie Weroniki”, drugi to „Niebieski”. Co prawda dziś mija 20 lat od premiery "Niebieskiego", ale najpierw napiszę o Weronice :)
„Podwójne życie Weroniki” opowiada dziwną historię dwóch równolegle żyjących dziewczyn. Obie przychodzą na świat tego samego dnia, jedna w Polsce, druga we Francji. Obie noszą to samo imię. Nie wiedzą nic o swoim istnieniu, a jednak ich życia są w jakiś niewytłumaczalny sposób połączone. Dość szybko okazuje się, że historia polskiej Weroniki ma być przestrogą dla drugiej – to, czego nauczy się dziewczyna w kraju nad Wisłą, jej francuska „siostra” już podświadomie wie. „Zawsze wiedziałam, co mam robić” – mówi Véronique swojemu ukochanemu i tylko pozornie dowodzi tym stwierdzeniem swojej siły charakteru i zdecydowania. Véronique żyje z wewnętrznym przekonaniem właściwych wyborów tylko dlatego, że uczy się na błędach Weroniki… W opowieści Alexandra, aktora kukiełkowego i autora książek dla dzieci, w którym dziewczyna się zakochuje, ilustruje to najlepiej historia z piecem: kiedy dwuletnia Weronika oparzyła się, dotykając gorącego paleniska, kilka dni później w podobnej sytuacji Véronique cofa dłoń, jakby miała już zakodowane, że dotknięcie grozi poparzeniem. Przez całe życie mają wrażenie, że nie są na świecie same… Również w pierwszej opowiedzianej przez Alexandre'a historii Véronique widzi swoją historię: baletnica żyjąca w pudełku potyka się i umiera, jednak po chwili wydostaje się spod śmiertelnego całunu jako motyl – odradza się albo dostaje drugą szansę.


To z kolei ilustracja wydarzeń z życia dorosłych już Weronik. Polka jest młodą utalentowaną śpiewaczką. W pewnym momencie opuszcza rodzinne miasteczko, by odwiedzić chorą ciotkę w Krakowie, spędza tam trochę czasu. Odwiedza tu swoją koleżankę podczas prób chóru męskiego, gdzie daje poznać swój piękny głos. Cieszy ją zachwyt muzyków i decyduje się rozpocząć karierę, występując na scenie. Niestety, dla kariery poświęca miłość, zapomina o swoim chłopcu, odrzuca go, tak jak odrzuca swoje ciało i jego dolegliwości, ignorując problemy z sercem. Podczas koncertu Weronika dostaje zawału i umiera na scenie.
Véronique w tym samym momencie odczuwa smutek, płacze, chociaż nie zna powodu swoich emocji, czuje, że kogoś straciła. Następnego dnia rezygnuje z lekcji muzyki czy śpiewu, wystarcza jej praca w szkole. Jest pewna siebie, wie, co ma robić. Nic dziwnego, skoro nauczyła ją tego Weronika. Kieślowskiego najwyraźniej interesuje etyczny wybór między spokojnym życiem a realizacją siebie, karierą, blichtrem, przy czym, jako prawdziwy stoik, pochwala to pierwsze.
Gdzie jest przypadek w tym filmie, a gdzie z góry zaplanowany los, jakby ludzie byli tylko marionetkami w rękach Boga-Demiurga? Dlaczego jedna Weronika służy tylko za przestrogę i, wybierając karierę, egoizm, traci życie, a druga, znajdując swój aurea mediocritas, wygrywa życie i miłość? Czy Véronique ma poczucie, że jej życiem ktoś kieruje? W pewnym momencie przecież czuje się zmanipulowana, kiedy odpowiada na tajemniczy telefon i listy, odnajdując czekającego na nią Alexandra w kawiarni na dworcu Saint-Lazare. Myśli, że przywiodła ją tam miłość, a on tłumaczy jej, iż była tylko częścią eksperymentu – chciał się przekonać, czy to możliwe, by kobieta odpowiedziała na wezwanie nieznajomego mężczyzny, by potem napisać o tym książkę. Véronique na chwilę traci swoją pewność siebie i ucieka, lecz później, gdy jednak Alexandre przyznaje, że jest „tą jedyną”, znów mówi z przekonaniem: „wiedziałam, że to nie książka tobą powodowała, lecz miłość”. Jej pewność siebie znika znów pod koniec opowieści, kiedy ma świadomość bycia tą „ocaloną”.


Alternatywność światów w „Podwójnym życiu Weroniki” jest jednak pozorna. Przecież, jeśli odrzucimy romantyczną koncepcję mistycznej więzi między bohaterkami, oglądamy dwie zupełnie różne historie dwóch nieco podobnych dziewczyn, które nigdy się o sobie nie dowiedziały, choć przyszło im się minąć na Rynku w Krakowie. Film Kieślowskiego uwiedzie nas tylko wtedy, kiedy uwierzymy jego magii, zatracimy się w wystudiowanych obrazach i dźwiękach, wzruszymy romantyczną historią miłosną, która rozgrywa się niemal jak gra między czarodziejem-Alexandre i detektywem-Véronique. Przyznam, że łatwo mi uwierzyć Kieślowskiemu, ale sama nie wiem, czy bardziej przeraża świat, w którym jest tylko jeden wybór i jego konsekwencje, czy taki, w którym dokonano już wszystkich wyborów, pozwalając na zaistnienie alternatywnym historiom (a zatem nie ma wolności decyzji, bo wszystkie zostały powzięte). Chyba jednak wolę ten pierwszy.

Véronique - szczęściara budzi się pod koniec filmu, a właściwie rodzi się po raz drugi. Jej pierwszym pytaniem mogłoby być „dlaczego właśnie ja?”.

środa, 9 stycznia 2013

poniedziałek, 7 stycznia 2013

gdy siwiejemy

Reiner Kunze

Pytanie i odpowiedź

Nasz los?

Niejedno jest w nas
starsze niż my sami

Nasz bilans?

Spierając się z prawdą, my
nie błądziliśmy, to ona
jest jaka jest

Nasza rada?

Odróżnić możliwe
od niemożliwego

Nasz smutek?

Że mogliśmy być urobieni
na obraz tamtych

Jak wtedy,
zanim dojrzeliśmy
siebie w zakazanych lustrach

Nasze święto?

Pod drzewami
dzielić się światłem i cieniem

Pianiście
sypać ziarnka sławy

Milczeć fermatę
według nut winnicy



Krzyż Południa

Noce, które cię kamienują

Gwiazdy
spadają po swoim świetle

I stoisz pod ich gradem

Żadna nie uderza w ciebie

A ból,
jak gdyby uderzały wszystkie

tłum. Jakub Ekier


Noc, rozgwieżdżone niebo, gdzieś pod Wrocławiem

niedziela, 6 stycznia 2013

Depardieu...

nowy rok - nowy projekt :)

Kobieta - "dorosły człowiek płci żeńskiej" - w tym znaczeniu od XVIII w., wcześniej spotykane od pocz. XVII w. W XVI w. wyraz rzadki, nieliteracki, najczęściej w połączeniu z określeniami "wszeteczna, plugawa, nikczemna, szpetna". M.Bielski, "Sjem niewieści" (1586): "Chocia oni nas zowią białegłowy, prządki - ku więtszemu zelżeniu kobietami zowią... Mogą oni przezywać żony kobietami, Aleć też nie do końca mają rozum sami".
Bruckner wysunął hipotezę, że słowo to wymyślił jakiś antyfeminista, bo znalazł w języku staropolskim określenia "kob" = chlew, "koba" = kobyła.
Z niemieckiego - "gabetta", "gebette" - towarzyszka łoża, małżonka, konkubina.
Inne języki: fiński - "kave" = kobieta, matka; estoński - "kabe" = kobieta, pani; czeski - "kubena" = nałożnica; cygańskie "kab" = brzemienna; staropolskie - "obieta" = ofiara.
/wg F. Sławski, Słownik etymologiczny języka polskiego, tom I/

Ze strony "Who needs feminism?"

piątek, 4 stycznia 2013

szkoła...

Szkoła jest pełna ruchu, dzieci o różnym kolorze skóry, różnych rysach, zapachach, stopniach czystości ciała i przetłuszczenia włosów. Biegają, krzyczą, tarzają się po podłodze albo toczą rozmowy na serio o sensie życia w zakamarkach korytarzy. Poważni, pryszczaci, długowłosi, wypisują swoje bóle egzystencjalne na ścianach w kiblu. Szkoła jest pełna dzieci miękkich jak wosk, podatnych na formowanie jak plastelina, z niewyczerpanym potencjałem. Są świeży, niewinni i pełni nadziei, z czego zupełnie nie zdają sobie sprawy. Mają średnio po piętnaście lat i wszystko jest dla nich możliwe. Krańcowe beztalencia muzyczne widzą się w roli przyszłych gitarzystów rockowych, ograniczone intelektualnie dziewczęta piszą wiersze, a niedorozwinięci fizycznie malcy o cienkim głosie i ledwo widocznym, delikatnym puszku nad górną wargą planują nieograniczone podboje miłosne. Praca z nimi wymaga utrzymywania stałej subtelnej równowagi między zażyłością a dystansem, przyjaźnią a autorytetem, swobodą a nakazem. Z początku są nieufni, trwa to jednak bardzo krótko, jedną, dwie lekcje. Potem podejmują decyzję, na podstawie bliżej niesprecyzowanych przesłanek, najczęściej skrajną: nie znoszą albo uwielbiają. Następnie konsekwentnie niszczą albo próbują wejść na głowę. Ale zawsze zawsze są pełni życia, bezpośredni, pełni uczuć silnych i mało skomplikowanych, za to autentycznych i przez to dużo bardziej dramatycznych niż uczucia dorosłych. Oczywiście zazdroszczę im.
/Kaja Malanowska, Drobne szaleństwa/ 


Źródło: gdzieś, kiedyś, na fecebooku :)

wtorek, 1 stycznia 2013

Top Wszech Czasów

Od rana przez cały dzień słucham Trójkowego TOPu Wszech Czasów. Nie wiem, który to mój rok z TOPem, ale z Trójką - wiem - bo słucham jej od urodzenia. Trójka to jedna z najbardziej stałych rzeczy w moim życiu i nie toleruję żadnej innej stacji i, chociaż próbuję czasem słuchać innych, zawsze do niej wracam. Kiedy jadę samochodem za miasto i po kilkudziesięciu kilometrach ginie mi sygnał, szukam jej i tylko ta mi pasuje. Kaczkowski, Niedźwiecki, Baron, Mann, Metz, Stelmach, Kydryński i inni trójkowi redaktorzy w jakimś stopniu wpłynęli na mój gust muzyczny i teraz żadne inne playlisty mi nie odpowiadają :)  
Z TOPu wybieram dziś pięć utworów, nie z pierwszej dziesiątki, ale w jakiś sposób bliskie. Do słuchania dziś.
Dobrego roku!






Chociaż Archive jest mocne. Bardzo lubię.


I nie mogę się doczekać 20. notowania! :)