piątek, 4 stycznia 2013

szkoła...

Szkoła jest pełna ruchu, dzieci o różnym kolorze skóry, różnych rysach, zapachach, stopniach czystości ciała i przetłuszczenia włosów. Biegają, krzyczą, tarzają się po podłodze albo toczą rozmowy na serio o sensie życia w zakamarkach korytarzy. Poważni, pryszczaci, długowłosi, wypisują swoje bóle egzystencjalne na ścianach w kiblu. Szkoła jest pełna dzieci miękkich jak wosk, podatnych na formowanie jak plastelina, z niewyczerpanym potencjałem. Są świeży, niewinni i pełni nadziei, z czego zupełnie nie zdają sobie sprawy. Mają średnio po piętnaście lat i wszystko jest dla nich możliwe. Krańcowe beztalencia muzyczne widzą się w roli przyszłych gitarzystów rockowych, ograniczone intelektualnie dziewczęta piszą wiersze, a niedorozwinięci fizycznie malcy o cienkim głosie i ledwo widocznym, delikatnym puszku nad górną wargą planują nieograniczone podboje miłosne. Praca z nimi wymaga utrzymywania stałej subtelnej równowagi między zażyłością a dystansem, przyjaźnią a autorytetem, swobodą a nakazem. Z początku są nieufni, trwa to jednak bardzo krótko, jedną, dwie lekcje. Potem podejmują decyzję, na podstawie bliżej niesprecyzowanych przesłanek, najczęściej skrajną: nie znoszą albo uwielbiają. Następnie konsekwentnie niszczą albo próbują wejść na głowę. Ale zawsze zawsze są pełni życia, bezpośredni, pełni uczuć silnych i mało skomplikowanych, za to autentycznych i przez to dużo bardziej dramatycznych niż uczucia dorosłych. Oczywiście zazdroszczę im.
/Kaja Malanowska, Drobne szaleństwa/ 


Źródło: gdzieś, kiedyś, na fecebooku :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz