Mariusz Szczygieł napisał kiedyś reportaż o kobiecie, która przez ponad
50 lat zapisywała w zeszytach wszystko, co robiła w ciągu dnia. Zapisała około
750 zeszytów. Znalazła je dopiero po jej śmierci córka. Wyszło na jaw, że
Janina Turek zapisała wszystko, co
robiła. Nieprzerwanie, dzień po dniu, od roku 1943 do 2000 zanotowała:
Ile razy odbierała telefon w domu
i kto dzwonił (38196 razy)
Ile razy dzwoniła do kogoś (6257
razy)
Gdzie i kogo widziała przypadkowo
i powiedziała „dzień dobry” (23397 razy)
Ile odbyła spotkań umawianych
(1922)
Ile dała prezentów, komu i jakich
(5817)
Ile dostała prezentów (10868)
(…)
Przez 57 lat zanotowała i
policzyła wszystkie przyjęcia, wycieczki, tańce, przedmioty znalezione, listy,
lektury, wyjścia do kina, noclegi poza domem, wizyty przyjmowane, wizyty
składane, śniadania, obiady, kolacje. Najpierw prowadziła jeden zeszyt dla
wszystkich dziedzin życia, potem każda dziedzina otrzymywała własny notes.
/Mariusz Szczygieł, „Reality”/
Szczygieł próbuje zrozumieć, dlaczego pani Janina notowała takie
drobiazgi, co przecież musiało zajmować jej sporo czasu. Po co były jej
zeszyty? Mówi o nerwicy natręctw, ale zaraz potem odrzuca tę koncepcję,
wskazuje na samotność kobiety, która czuła się odstawiona na boczny tor, żyjąca
poza rzeczywistością, w jakimś zawieszeniu, czekająca na miłość. Ani razu nie
zanotowała nic o emocjach, o sobie samej tak naprawdę – jej zeszyty wypełniają
suche zestawienia. Znalazły się jednak i widokówki, które pisała do siebie
samej. O treści: Nie żądać wiele. Nie mówić zbyt wiele o sobie. Albo: Mam
towarzyszkę samotności: muchę. Jak jest ciepło w pokoju i gdy coś jem, to
fruwa. Tak już jest od kilku tygodni. Być może zapiski dawały jej poczucie
bezpieczeństwa? A może prowadziła je po to, żeby zagłuszać myśli o samotności?
To zdjęcie mojej mamy zrobił dawno temu mój tata :) |
„Spotkanie z drobinami bytu, choć polega na udzieleniu im uwagi,
dotyczy naszego istnienia. Jakby odwracał się kierunek spojrzenia, a nawet zwracał się nam trud. Wygląda
to na wdzięczność rzeczy. Gdy próbujemy zrozumieć przesłanie płynące ku nam od egzystencjalnego
konkretu, ostatecznie dochodzimy do rozumienia siebie. Może dlatego, że sami
jesteśmy egzystencjalnym konkretem i że następuje tu spotkanie istniejących, w którym odsłania się sens
wspólny. Rozumienie wewnątrz bytu polega na porozumieniu, na odkryciu tego, co skierowane jest ku nam
jako istniejącym i przesłane przez „coś”, co samo również istnieje. Musimy rozpoznać „coś” jako
część całości i rozpoznać siebie jako bytujących w tej samej całości i należących do niej
fundamentalnie. Trzeba więc rozpoznać fakt jako istniejący i przez swoje istnienie odsłaniający nasze
istnienie. Chodzi o to, żeby patrząc na kamień, but albo na karalucha
zrozumieć, co nas łączy, a co dzieli. Jak istniejemy? Ku czemu? Jakie wartości wcielamy? Chodzi o to, by zrozumieć lepiej siebie dzięki
owocowi wiśni.”
/Jolanta Brach-Czaina, „Szczeliny istnienia”/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz