środa, 31 października 2012

Asasello

Justyna Bargielska, Pies ci je kapelusz

Tak szczerze, to myślę, że nie wiesz, czym jest tęsknota.
Czy twoja córka powiedziała ci kiedyś
pięćdziesiąt trzy razy pod rząd, że pies ci je kapelusz?
Niech je, powiedziałam. Nie wiem, czy choć raz. Twoje maile
to nie maile, to pieszczoty, dzisiaj pójdę spać z tobą,
mówi mi mail. Nie, mailu, dzisiaj pójdziesz spać z żoną,
a ja pójdę spać z mężem. Niemniej nie dalej niż jutro
planuję pozbyć się ze świata wszystkich naczyń,
do picia, do sikania, przechowywania prochów bliskich,
zbierania krwi naszego Zbawiciela, i będę ostatnim
naczyniem na świecie. I, umówmy się,
ja i krew Zbawiciela, tylko my dwie wiemy,
czym jest tęsknota.

chained

Słucham i słucham i słucham i słuuuuuucham...


wtorek, 30 października 2012

Hanneke

Nadchodzą święta smutne i trudne. Próbuję wyciszyć myśli i znaleźć w nich jakąś radość, optymizm. Bo przecież... odchodzić z tego świata nie znaczy żegnać się z nim na zawsze. Jakaś część odchodzących zostaje tu, czasem fizycznie, w pamiątkach, przedmiotach, miejscach, a czasem po prostu w naszej pamięci. A może kiedyś... może kiedyś będziemy mogli spotkać ich znów.
Warto iść na "Miłość" Hannekego, film o umieraniu. To surowe, oszczędne w środkach wyrazu studium choroby odbierającej człowiekowi świat, bliskich, godność. Śmierć wcale nie jest piękna, mówi Hanneke, pokazując też poświęcenie, na które może się zdobyć tylko osoba, która kocha. I jeszcze pyta o jedną ważną kwestię, której nie zdradzę, bo mimo wszystko warto ten film kontemplować bez wcześniejszego nastawienia.
I jeszcze... Moja babcia zawsze uważała, że najpiękniejsze są białe chryzantemy, ale ja, z przekory, kupię jej kolorowe. I jeszcze założę tego dnia kolorowy szalik. Bo trzeba się cieszyć, że kiedyś udało się nam spotkać.
Nie umiem napisać więcej.


Bardzo dobry felieton Magdaleny Środy - tu.

poniedziałek, 29 października 2012

moment anioła

Potrzebowałam wtedy miękkości. Moje dłonie mimowolnie wędrowały do pluszowych zasłon w kinach i restauracjach, tęskniły do niemożliwych szenili i welwetów, wygłaskiwały do wyłysienia sztruksowe spodnie, miętosiły spraną jedwabną apaszkę. Łaknęłam miękkości łagodnego, wiosennego powietrza, słońca, piasku, prawdziwej kawy, pachnącego mydła. Bolały mnie kości od spania na stole, a szorstki golf mojego swetra zostawiał na skórze szyi czerwoną obręcz.
/Olga Tokarczuk, Gra na wielu bębenkach/

Antycypuję listopad :) Będą dobre aukcje dla hospicjum :)


sobota, 27 października 2012

unbearable lightness of silence

Paul Celan, Piętno

Leżeliśmy już bez snu, bo w zegarze smutku,
i zginaliśmy wskazówki jak różdżki,
i odskakiwały, biczowały czas do krwi,
i mówiłaś rosnącym półmrokiem,
i dwanaście razy rzekłem "ty" do nocy twoich słów,
i ona się otwarła, tak została,
i do jej łona przytknąłem oko, drugie wplotłem ci we włosy,
i oba związałem lontem, otwartą żyłą,
i nadpłynął młody błysk.

przekład Jakub Ekier

...świat zaczyna się za kroplami deszczu...

pogoda na Lamb


i na Dead Can Dance...


piątek, 26 października 2012

cieszę się :)


Europoseł i były minister edukacji prof. Ryszard Legutko musi przeprosić Zuzannę Niemier i Tomasza Chabinkę za nazwanie ich „rozwydrzonymi smarkaczami”. Przeprosiny ma zamieścić w Gazecie Wrocławskiej i w Gazecie Wyborczej.
W 2009 roku Zuzanna Niemier i Tomasz Chabinka byli uczniami wrocławskiej Czternastki. Wystąpili do dyrektora liceum z petycją o usunięcie ze szkoły symboli religijnych. Minister w rozmowie
z dziennikarzami nazwał działania licealistów "typową szczeniacką zadymą", a ich samych "rozwydrzonymi i rozpuszczonymi przez rodziców smarkaczami".
Pierwszy wyrok w tej sprawie zapadł w kwietniu tego roku przed krakowskim Sądem Okręgowym. Wtedy sędzia uzasadniał: "poglądy te wypowiedział minister i europoseł, ceniony w świecie naukowym autorytet i wychowawca akademicki, którego wiek, doświadczenie i pozycja (…) nakazywałaby powściągliwość i rozwagę".
Prof. Legutko odwołał się od orzeczenia. Dziś Sąd Apelacyjny w Krakowie utrzymał wyrok i jest on prawomocny.

czwartek, 25 października 2012

rozmyte

Jiří Kolář, Już nigdy

Wsiądź do tramwaju
lub autobusu
i dokładnie sobie uświadom
drżenie pod nogami
dźwięki wewnątrz i na zewnątrz
życie dookoła
obecność innych
przypomnij sobie ile razy tak jechałeś
dokąd skąd z kim
zgadnij o czym kto myśli
kim jest co przeżył
co czyta co mu się śniło
gdzieś w pamięci
utrzymuj dostateczną przestrzeń
na to

co byś chciał żeby cię spotkało
co cię niepokoi
co zapominasz
i przy tym stale się wsłuchuj
w nawoływanie myśli
co byś robił
gdybyś wiedział
że już nigdy nie wrócisz do domu

przekład Zbigniew Machej

środa, 24 października 2012

no satisfaction


Lubię. Bardzo.

Oto 10 zasad lepszego pisania autorstwa Zadie Smith:
1. Kiedy jeszcze jesteś dzieckiem, pamiętaj o czytaniu wielu książek. Spędzaj więcej czasu na robieniu tego niż czegokolwiek innego.
2. Kiedy dorośniesz, spróbuj czytać swoje teksty tak, jakby czytał je ktoś obcy albo jeszcze lepiej – wróg.
3. Nie idealizuj swojego „powołania”. Można albo pisać dobre zdania, albo nie można. Nie ma żadnego „pisarskiego stylu życia”. Liczy się tylko to, co pozostawisz na kartce.
4. Unikaj swoich słabości, ale nie wmawiaj przy tym sobie, że rzeczy, których nie możesz zrobić, nie są warte zrobienia. Nie maskuj zwątpienia w siebie pogardą.
5. Zostaw przyzwoity odstęp czasu pomiędzy pisaniem czegoś a redagowaniem.
6. Unikaj klik, grup i paczek. Obecność tłumu nie uczyni twojego pisania ani trochę lepszym niż jest.
7. Pracuj na komputerze, który jest odłączony od Internetu.
8. Chroń przestrzeń, w której piszesz, i czas, jaki na pisanie poświęcasz. Trzymaj każdego z daleka od tego, nawet ludzi, którzy są najważniejsi dla ciebie.
9. Nie myl nagród z osiągnięciami.
10. Mów prawdę, w jakikolwiek zawoalowany sposób byś chciał – ale rób to. Pogódź się z dożywotnim smutkiem, że nigdy nie będziesz usatysfakcjonowany.

poniedziałek, 22 października 2012

coś na kształt monety

Marta Podgórnik, reflektarz

moje serce zna milion pieśni niespełnionych żądz
lecz zamiast pieśni chcecie fachowej porady
jak bezbrzeżny smutek bez przyczyny wypchnąć
za burtę swej zmęczonej łodzi

oto więc prosta rada, prosta, gdy wierzyłeś
w coś - teraz uznaj śmiertelność swej wiary
i wierze wypraw pogrzeb z mnóstwem alkoholi
a kiedy się obudzisz smutek musi zniknąć

jeśli nie odnajdź w sobie i zbierz całą miłość
jaką chowasz do ludzi, rzeczy czy też zwierząt
i utocz z tej miłości coś na kształt monety
ilekroć przyjdzie smutek będziesz ją wydawał

jeżeli to za mało jak mnie było mało
oddaj się bez oporu na użytek świata
bo przeznaczeniem twoim jest smutek bez kresu
i przeznaczony jesteś by rozdać go innym

wydawaj ciało, które jest naczyniem smutku
i które jest bez woli i nie zna zmęczenia
a każdy jego grzech jest emanacją smutku
i słowa tego wiersza podyktował smutek

Dzień dobry, Albert


"Nous nous trompons toujours deux fois sur ceux que nous aimons: d'abord à leur avantage, puis à leur désavantage."

"We always deceive ourselves twice about the people we love — first to their advantage, then to their disadvantage."

Albert Camus, La mort heureuse/A Happy Death

sobota, 20 października 2012

No second Troy

William Butler Yeats, Nie było drugiej Troi

Czemu mam ją potępiać za to, że dni moje
Wypełniła cierpieniem i w czasie ostatnim
Sposobiła lud prosty do gwałtu i boju,
Gotowa wysłać wąskie zaułki przeciw dzielnicom dostatnim?

Czy odwaga i chęci to są dwie równości?
Cóż mogło ją ukoić, ją -- umysł tak prosty
Jak ogień, przetworzony czystą szlachetnością,
Ją -- piękno jak łuk napięty, ostry?

Spotyka się je rzadko teraz, w naszej dobie,
Piękno takie wyniosłe, samotne, surowe.
Cóż mogła więc poradzić, będąc tylko sobą?
Czy była jakaś Troja do spalenia nowa?

czwartek, 18 października 2012

I'm just here for the radio

Najlepiej puścić oba "utwory" razem, ewentualnie wyregulować głośność tła :)



zapytałabym, ale nie potrafię...

Marcin Świetlicki: Południe

Z rozpalonego ogrodu do piwnicy: noc. 
Wszystko się zgadza: tu w piwnicy kwiaty 
już się zamknęły, liście zaszły czernią. 
Coś jest pod nocą, pod piwnicą, coś. 
Ostateczna dojrzałość.

Gdańsk, Twierdza Wisłoujście, lipiec 2012

środa, 17 października 2012

umiem powiedzieć tylko to, co ciemne

Źródło

Dokładnie 39 lat temu zmarła Ingeborg Bachmann, austriacka poetka i pisarka, z wykształcenia filozofka i psycholożka. Jej twórczość przenikały zagadnienia indywidualnych granic, jakie sobie wyznaczamy, sposobów przedstawienia prawdy, feminizmu i filozofii języka. Napisała m.in. powieść pt. "Malina" i tom opowiadań pt. "Symulantka". Cztery lata temu ukazała się korespondencja Bachmann i Paula Celana, również pisarza i poety, "Czas serca. Listy".
Podobno w Austrii jest tak znana, jak u nas Kapuściński. Mówi się o niej jako o jednej z najwybitniejszych pisarek współczesnej literatury niemieckojęzycznej.



Ingeborg Bachmann: Wyrazić ciemność

Jak Orfeusz gram śmierć
na strunach życia,
w piękno ziemi
i twoich oczu władających niebem
umiem powiedzieć tylko to, co ciemne.

Nie zapominaj, że ty także
tego ranka, gdy twoje posłanie
było jeszcze mokre od rosy a goździk
spał na twoim sercu,
ujrzałeś nagle mroczną rzekę
płynącą obok ciebie.

Nastroiłam strunę milczenia
na falę krwi
i chwyciłam twoje rozbrzmiewające serce.
W widmowe cienie nocy
były zmienione twoje włosy,
ośnieżały ci twarz
czarne płatki ciemności.

A ja nie należę do ciebie.
Uskarżamy się teraz oboje.

Lecz jak Orfeusz poznałam życie
po stronie śmierci,
błękitnieją mi
twoje na zawsze zamknięte oczy.

niedziela, 14 października 2012

haters gonna hate, czyli lewym okiem

Kiedy Jerzy Sawka żegnał się z czytelnikami wrocławskiego dodatku Gazety Wyborczej, napisał pełen goryczy artykuł, w którym rozprawił się z rzekomą „wrocławskością” w negatywnym znaczeniu. Otóż wrocławskość według byłego redaktora naczelnego lokalnego dodatku Wyborczej jest szczególną odmianą patriotyzmu lokalnego, a ściślej – lokalną megalomanią, pewnego rodzaju przekonaniem, że „my tu we Wrocławiu to jesteśmy: (do wyboru) tolerancyjni, otwarci, postępowi, bardziej europejscy niż mieszkańcy innych miast w Polsce, wykształceni, zamożni, kulturalni i bardzo gościnni, ale nie możesz stać się jednym z nas, jeśli się tu nie urodziłeś lub ewentualnie nie mieszkasz tu od co najmniej 30 lat”. I jeszcze, jak zdaje się komunikować typowy wrocławianin według Jerzego Sawki, „ach, jak nam miło, że nas chwalisz, bo u nas jest co chwalić i jesteśmy wspaniali, ale jeśli tylko zaczniesz nas krytykować, to odwrócimy się do ciebie plecami”. Celem artykułu Sawki było uargumentowanie skierowanej wobec niego niechęci, z jaką się spotkał zarówno w swojej redakcji, jak i wśród spotykanych na co dzień wrocławian. Myślę, że ma on w jakiejś części rację – jesteśmy megalomanami. Nie wiem, czy bardziej niż warszawiacy, poznaniacy, krakowianie, łodzianie, itd., może i tak. Ale nie miał pan redaktor racji, że owa megalomania była przyczyną niechęci wobec niego samego, a przynajmniej nie główną.

Megalomania jest w ogóle jakąś typowo polską cechą, która pozwala nam na zapiekanie się we współczesnych hybrydach sarmatyzmu, mesjanizmu i nacjonalizmu (zmieszanych i wstrząśniętych) we wszystkich jego przejawach i odmianach, od tych najbardziej ordynarnych, jak działalność NOP i wszelkich pochodnych ONR, po wypowiedzi „zwyczajnych” hejterów, np. pod tekstem dotyczącym sprzeciwu wobec wysiedleniom Romów (oto próbka: Inna rzeczą jest, że ludność, która z przeproszeniem sra w krzakach, kiedy dziesięć metrów dalej stoi darmowy szalet publiczny, niczyjej sympatii budzić nie może. Jeżeli to jest rasizm, to sami sobie winni). Jak z tą megalomanią mocno podszytą ksenofobią walczyć? Nie mam pojęcia, przecież potomkowie husarii będą zawsze obstawać przy swoim, powołując się co najmniej na: historię (zawłaszczoną), tradycję (źle rozumianą), dobro społeczeństwa (bardzo dyskusyjne). A i inni stróże porządku potwierdzą, że „Żaden z nich nigdy nic złego mi nie zrobił i nie doświadczyłem z ich strony niczego niemiłego”, jak w komentarzach pod artykułem Mirki Makuchowskiej z KPH i Joanny Synowiec z Nomady.

Ale przecież my tu, w Polsce, we Wrocławiu, nie mamy problemów z rasizmem, jak zdaje się mówić głos z Sukiennic, a nawet jeśli mamy, to nic nie możemy z nim zrobić, lepiej niech się tym zajmie „Gazeta Wyborcza” i go zlikwiduje. A póki co nie wydamy zgody na wystawę „Wrocławska Równość”, bo kontrastowa czerwień i biel ostrych trójkątów na czarnym tle jest zbyt agresywna dla przestrzeni miejskiej (sic!). Niestety, dopóki takie wybryki jak wybicie okna w synagodze czy okrzyki rzucane w kierunku dziennikarek tejże znienawidzonej gazety w stylu „wy żydowskie lesby” będziemy nazywać tylko i wyłącznie chuligaństwem, dalej będzie na nie przyzwolenie. Bo przecież na każdym wiejskim (i nie tylko) weselu zdarzają się „agresywne” wybryki. Smutne. 

Świetny komentarz autorstwa Sztucznych Fiołków

Artykuły, do których odnosi się ten felieton (linki w tekście):
1. Jerzy Sawka, Jak kochać Wrocław, żeby nie odbiło
2. Jan Józef Lipski, Dwie ojczyzny, dwa patriotyzmy
3. [krzem], Apel AEDH. To hańba Europy. Przeciw wysiedleniom Romów!
4. Joanna Synowiec, Mirosława Makuchowska, NOP-owcy zagrażają wszystkim żyjącym we Wrocławiu
5. [red], Dutkiewicz: potrzebna akcja w celu delegalizacji NOP
6. Bartosz Machalica, Wrocław: Wystawa w ramach Festiwalu Równości zakazana
7. [mgo], Po marszach ktoś wybił okno we wrocławskiej synagodze

piątek, 12 października 2012

jak załoga g. macgyver i pippi


którego nie ma

Ewa Lipska, Widzę je wszędzie

(...)
Moje dziecko fruwa po niebiosach.
Moje dziecko przychodzi mi na myśl.
Moje dziecko jest prześladowane.
Wciąż wzywane na świat.

Moje dziecko fruwa po niebiosach
o kulach. Nie ma nóżek. Nie nadeszły jeszcze.
Przechodzą dopiero przez miasteczko
Roanne w Burgundii.

Moje dziecko przychodzi mi na myśl.
Staje przede mną jak najwyższy szczyt w Alpach
którego nie zdobędę. Wyciąga rączki ze śniegu.
Patrzy zamarzniętą rogówką oka.

Moje dziecko jest prześladowane.
Wciąż wzywane na świat przez listy gończe.
Przez psy gończe. Przez urząd statystyczny.
Przez rękawiczki kupione z przeceny.

Na moje dziecko czekają już na ziemi
lata mojego dziecka.

A niebiosa uginają się
od nadmiaru porzeczek.

Niebo nad Kotliną Jeleniogórską, październik 2012



P.S. Gdyby ktoś z Czytających mógł podarować jakiś wyjątkowy przedmiot, który mógłby być wykorzystany na internetowej aukcji na rzecz Wrocławskiego Hospicjum dla Dzieci, bardzo proszę o kontakt tu.

środa, 10 października 2012

coraz częściej zamyślam się nad...

Prawdziwie myślę tylko przy maszynie do pisania i podczas rozmowy. Gdy jestem sama, nie myślę naprawdę - mam tylko oderwane fragmenty idei. Piszę i rozmawiam, by dowiedzieć się, co myślę. Gdybym pisała innego dnia albo rozmawiała z kimś innym "myślałabym" zupełnie inaczej.
/Susan Sontag/

I jeszcze lista jej (Susan Sontag) ulubionych rzeczy: ogień, Wenecja, niemowlęta, nieme filmy, duże psy z długą sierścią, modele statków, puchowe kurtki, Bach, meble z czasów Ludwika XIII, sushi, mikroskopy, duże, nieumeblowane pokoje, pizza, zatrzymywanie się w hotelach, oglądanie łyżwiarstwa figurowego, zadawanie pytań, taksówki, aforyzmy, Durer, wysocy ludzie.

A ja jej idę wbrew: woda, Paryż, dzieci, z którymi można porozmawiać, przeestetyzowane i nudne filmy, krótkowłose koty, [za modele statków nic nie wymyślę], trencze, Beethoven, [cholera, jakie meble? wszystko jedno!], ryby, ale nie na surowo, aparaty fotograficzne, stare ciemne mieszkania zawalone meblami, makarony i pasty, bycie w podróży, oglądanie filmów, odpowiadanie na pytania, najlepiej pieszo, wiersze, Malczewski, po prostu ludzie.

Tak trudno się dzisiaj pisze :(((

Liść utopiony w deszczówce, październik 2012

some dreams are lost...


wtorek, 9 października 2012

Łajka


Źródło


Zbigniew Herbert, Naprzód pies

Więc naprzód pójdzie dobry pies
a potem świnia albo osioł
wśród czarnych traw wydepczą ścieżkę
a po niej przemknie pierwszy człowiek
który żelazną ręką zdusi
na szklanym czole kroplę strachu

więc naprzód pies poczciwy kundel
który nas nigdy nie opuścił
latarnie ziemskie śniąc i kości
w swej wirującej budzie uśnie
zakipi - wyschnie ciepła krew

a my za psem za drugim psem
który prowadzi nas na smyczy
my z białą laską astronautów
niezgrabnie potrącamy gwiazdy
nic nie widzimy nie słyszymy
bijemy pięścią w ciemny eter
na wszystkich falach jest skomlenie

wszystko co można w podróż wziąć
poprzez ciemnego świata zgorzel
imię człowieka zapach jabłka
orzeszek dźwięku ćwierć koloru

to trzeba wziąć ażeby wrócić
odnaleźć drogę jak najprędzej
kiedy prowadzi ślepy pies
na ziemię szczeka jak na księżyc

czwartek, 4 października 2012

niewesoło

Anna Achmatowa
Wszetecznice z nas i pijacy...
   
Wszetecznice z nas i pijacy,
Niewesoło czas tu spędzamy. 
A na ścianach kwiaty i ptaki 
Tęsknią za obłokami.


Czarną fajkę pociągasz smutnie, 
Dziwnie dymek wije się nad nią. 
Dziś włożyłam najwęższą suknię, 
Aby smuklej wyglądać i ładniej.


Okna są zabite na dobre: 
Czy tam mróz, czy burza, czy słota? 
Twoje oczy są tak podobne 
Do oczu ostrożnego kota.


O, jak serce moje zamiera!
Czyżby życie ze mnie uciekło? 
A tę, która tańczy teraz 
Niewątpliwie pochłonie piekło.


Edward Munch, Taniec życia

środa, 3 października 2012

Rushdie

Ja sam należę do pokolenia, które ukuło pojęcie wielokulturowości, i uważam je za dobry pomysł. Dziś każde duże miasto na świecie w istocie jest wielokulturowe, nie tylko Nowy Jork, gdzie nawet taksówkarze mówią setką języków, ale także mój rodzinny Bombaj.
Ale pułapką wielokulturowości jest ten niedostrzegany od razu moment przejścia w kulturowy relatywizm, który głosi: jeśli ich kultura dopuszcza obrzezanie dziewczynek, niech to robią; jeśli przyzwala na zabójstwa z powodu niepodzielania ich światopoglądu - trudno, niech zabijają.
Pytanie brzmi, czy istnieje coś takiego jak uniwersalne zasady. To trzeba znów pilnie ustalić. Gdy krótko po traumie II wojny uchwalano Deklarację Praw Człowieka, zgadzano się, że jest to zbiór praw powszechnych. Dziś można nierzadko usłyszeć, także na Zachodzie, że to przejaw imperialnej pychy, że narzucanie własnych wartości reszcie świata jest niemoralne. Cios takim argumentom zadała arabska wiosna. Ludzie, którzy wyszli na ulice w Tunezji, Egipcie, Libii i Syrii, dowiedli, że pragną tych samych swobód co my, choć my lubimy usprawiedliwiać naszą zgodę na status quo poglądem, że przecież "oni" nie są gotowi na prawdziwą wolność i demokrację.
Myślę, że społeczeństwo, w którym nie można bezkarnie powiedzieć do oponenta: uważam twoje poglądy za potworne, szybko zmienia się w tyranię. (...)
/Salman Rushdie w wywiadzie z Łukaszem Grzymisławskim/

wtorek, 2 października 2012

mru-mru

Która lepsza i czy rzeczywiście do wypowiedzi artystycznej potrzebne są didaskalia?





grizzly


Czesław Miłosz, Przypowieść

Podaję co powiedział Meader i morał mam na celu.
Dokuczał mu niedźwiedź grizzly, tak śmiały i złośliwy,
Że porywał mięso karibu spod okapu chaty.
Nie tylko. Człowieka miał za nic i nie bał się ognia.
Aż którejś nocy zaczął walić w drzwi
I rozbił okno łapą, więc oni, skuleni,
Leżeli ze strzelbami i czekali ranka.
Wrócił nazajutrz pod wieczór. I Meader strzelił
Z bliska, pod lewą łopatkę. To był skok i bieg,
Nie bieg, huragan, bo nawet trafiony w serce
Grizzly, jak mówi Meader, biegnie aż upadnie.
Znalazł go potem po śladzie i wtedy zrozumiał
Skąd brało się dziwaczne zachowanie.
Pół szczęki zwierz miał zżarte wrzodem i próchnicą.
Ból zębów, latami. Ból z niepojętej przyczyny,
Który popycha nas nieraz do bezsensownych działań
I daje ślepą odwagę, bo wszystko nam jedno,
Aż wychodzimy z lasu, nie zawsze w nadziei
Że uleczy nas jakiś niebiański dentysta.

(…) bo pod złością człowieka prawie zawsze jest coś jeszcze – ból, miłość, krzywda. Atakuję cię, bo kiedyś ty zrobiłaś tak samo. Atakuję cię, bo ktoś inny, komu nie mogłem oddać, wcześniej mnie zranił. Atakuję, bo cię kocham, a ty mnie nie. Atakuję cię wprost, zadając ci ból, albo – tego nie umiałby niedźwiedź, to umie tylko człowiek – atakuję cię moim milczeniem, całymi latami milczenia – tak żebyś poczuł, że dla mnie nie istniejesz. To można zobaczyć, jeśli zajrzy się do środka, między szczęki niedźwiedzia „zżarte wrzodem i próchnicą”. (...)

Poczucie przewagi, ten fast food dla ego, przez chwilę smakuje naprawdę dobrze. I łatwo się trawi – poczucie, że świat jest be, a my cacy, nie zajmuje wiele miejsca w naszych głowach, lecz porządkuje świat jednym ruchem miotły. I tak mijają lata w upojnym poczuciu, że z nami jest wszystko w porządku. /Natalia de Barbaro, O przewadze dwukropka nad kropką/

poniedziałek, 1 października 2012

Zmierzch Imperium


Udało mi się zobaczyć wystawę zdjęć Ryszarda Kapuścińskiego z Rosji „Zmierzch Imperium”, która była prezentowana we wrześniu w Muzeum Narodowym we Wrocławiu. To zaledwie kilkadziesiąt obrazów, może 40, z pokaźnego zbioru reportera, który liczy ponoć ok. 10 tysięcy zdjęć. Wybrane na wystawę miały być spójną całością i pokazywać Rosję oczami kogoś, kto patrzy na kraj i ludzi nie jak turysta, ale jak dziennikarz, obserwator, tłumacz z kultury na kulturę (takim mianem określał siebie samego Kapuściński). A jednak trudno nie oprzeć się wrażeniu, że wystawa nie do końca jest spójna, że tę spójność należy jej nadać w procesie odczytywania.


Zaczyna się od kilkunastu zdjęć z demonstracji w Moskwie. Jest to dokumentacja fotograficzna z Puczu Janajewa, początków demokracji. Nawet jeśli na zdjęciach tłumów widać duchownych prawosławnych, zakutane w ciepłe futra starsze kobiety, bogatych mieszczan, jak i młodych ludzi, to w istocie spojrzenie Kapuścińskiego jest typowo dziennikarskie, raczej rejestrujące zdarzenia niż przyglądające się konkretnym ludziom. Są też, oczywiście, piękne wyjątki :)


Inne zdjęcia pokazują południowe rubieże Związku Radzieckiego: Gruzję (jedno czy dwa zdjęcia z Tbilisi) i Azerbejdżan (góry, chaty, pojedynczy ludzie). Jeszcze inną część wystawy stanowią zdjęcia rodzinnej wioski Kapuścińskiego, Pińska. I kilka zdjęć o niezidentyfikowanej topografii „gdzieś w Rosji” – głównie zdjęcia rozwalających się chałup i cmentarzy.


W opisie wystawy czytamy o „eseju fotograficznym” i „dopełnieniu reportaży z Rosji”. Pierwsze z tych określeń robi w ostatnim czasie ogromną furorę, zapewne jest to poniekąd efekt popularności wznowionej nie tak dawno książki Susan Sontag „O fotografii”. Trudno mi się nie odnieść do zasadności tej nazwy. Czym zatem byłby esej fotograficzny? Esej jako forma pisarska jest swego rodzaju popisem erudycji autora, który, korzystając z rozległej wiedzy na dany temat, rozwija jakąś tezę w tekście raczej uporządkowanym w argumenty, intelektualnym, bogatym w źródła, a jednocześnie subiektywnym i refleksyjnym. Czy byłby zatem esej fotograficzny? Indywidualnym spojrzeniem, obrazem skonstruowanym tak, żeby układał się w narrację do zapełnienia treścią dzięki wiedzy modelowego odbiorcy? Spojrzeniem fotografa nacechowanym przyjętą perspektywą – np. ideologiczną? Chyba tak.


Czym byłaby zatem w tym kontekście wystawa zdjęć Ryszarda Kapuścińskiego? Obrazem Rosji, która budzi się do wolności w miastach, natomiast na prowincji pozostającym niezmiennie tym samym biednym krajem, gdzie różnice społeczne między biednymi a bogatymi są niewyobrażalne. Dlatego demonstracje obserwowane przez Kapuścińskiego w Moskwie czy Petersburgu zdają się nie mieć wpływu na to, co dzieje się choćby w Pińsku czy w innych zapomnianych zakątkach Imperium, które możemy zobaczyć na zdjęciach mistrza reportażu.

George Carlin

W dobie wątpliwej jakości polskich kabaretów, które prześcigają się w kopiowaniu żałosnego pierdzenia jedni od drugich, z żalem wspominam amerykańskiego komika George'a Carlina, który mówił dokładnie to, co myślał. Więc co to jest wojna? "Wojna jest to masowe machanie kutasami". O właśnie. Boys they wanna have fun... Nierzadko mam wrażenie, że tacy np. politycy też uprawiają machanie członkami, tylko raczej indywidualnie i mając tłumy za widzów. Ot, taki ekshibicjonizm.
Polskie napisy ustawia się na pasku odtwarzania - ale trzeba otworzyć film na stronie YouTube.