sobota, 29 września 2012

Marina

Pisać o Marinie Abramović, kiedy na ekrany wchodzi dokument o jej twórczości, a zwłaszcza o jednym z jej ostatnich performance'ów "Artystka obecna", jest jak wejście do strumienia, który właśnie przybiera i przyspiesza w swoim nurcie. Nie będę ukrywać, nie znałam wcześniej dokonań Mariny Abramović, ale jest w niej coś takiego, co sprawia, że mam wrażenie, iż znam ją od dawna. To nawet nie cecha charakteru ani nawet sposób, w jaki tworzy, ale chyba jakiś rodzaj wrażliwości, spojrzenia na świat i na relacje międzyludzkie.
Podziwiam jej odwagę w przekraczaniu granic między artystą a widzem, granic wytrzymałości psychicznej i fizycznej i głębię, której dotyka, mimo wszystko. Wcale niełatwo jest dotknąć tej głębi w sztuce. Wcale niełatwo jest stworzyć coś z niczego. Mając za matrycę siebie samego, własne ciało, oddając się w ręce drugiego artysty (jak w performance'ach z Ulayem) lub odbiorców. Film dokumentalny "Marina Abramović. Artystka obecna" połyka się jednym haustem, chłonie się jego prosty i jednocześnie głęboki przekaz. Można Abramović zarzucać, że ociera się o granice artystycznego wyrazu, że swoją intymność wystawia na widok publiczny, a jednak jest w jej sztuce dotykająca głębi treść. A jest nią miłość, nienawiść, miłość do świata, komunikacja, uprzedmiotowienie, ból, zaufanie, samotność i... po co wymieniać? Marina mówi o tym, o czym od wieków mówią artyści i nie tylko oni. Ale mówi w sposób czysty, piękny i prawdziwy. Bez oglądania się na innych, bez sprzedawania siebie. Warto iść do kina na film o Marinie, nawet jeśli się jej zupełnie nie znało wcześniej.
Poniżej kadr z jej eksperymentu Breathing In/Breathing Out, który przeprowadziła razem ze swoim ukochanym, artystą Ulayem, z którym żyła i tworzyła przez 12 lat. Z zewnątrz wygląda to jak pocałunek, jednak polegało to na tym, że artyści wdychali i wydychali to samo powietrze, nie odłączając od siebie ust. Robili to tak długo, aż jedno z nich nie straciło przytomności. Jaka jest wymowa tego performance'u, można przeczytać np. tu.


poisoned well

Jacek Malczewski forever!


Motyw zatrutej studni "(...) symbolizuje cel ludzkich dążeń, zarówno w wymiarze narodowowyzwoleńczym jak i egzystencjalnym, zyskuje walor powszechny, archetypiczny i osobisty, odnosi się do ulegania złu i do jego przezwyciężania, metaforycznie oddaje pragnienie osiągnięcia wolności, prawdy i szczęścia."
/Irena Kossowska, Jacek Malczewski/

czwartek, 27 września 2012

lately

„Paryż, Teksas” Wima Wendersa (1984)
Bardzo dobry film. Jak na Wendersa – nieprzegadany i nieprzeestetyzowany. Po prostu dobra, jednowątkowa opowieść pełna ciepła i bólu. O miłości zniszczonej przez nieuzasadnioną, obsesyjną zazdrość, o pustce, którą nie zawsze da się zapełnić, o nagłym braku zrozumienia między ludźmi, którzy przez chwilę byli bardzo szczęśliwi, o nienawiści, która zastąpiła miłość. Wenders czuje Amerykę jak mało który europejski reżyser. I lubię te jego wstawki z drugim okiem kamery, filmu w filmie, uchwyconego spojrzenia wewnątrz obrazu.


środa, 26 września 2012

tak

Krzysztof Siwczyk Popołudnie-mam 9 lat

Agnieszce

Ta dziewczynka z klatki obok
zawsze w zaplamionej musztardą sukience

kładła mnie w mokrym tłuszczu piaskownicy
prosząc bym machał rękoma jak orzeł Ja

tropiłem ślady bieżnika sandałów
które nosiła niedopięte jak niebo przed deszczem

Popisywałem się swoimi sztuczkami z nadmuchiwaniem żab
gdy ona moczyła stopy w stawie nieopodal elektrowni

Drapiąc się pod kolanami pytała mnie
o kolor swoich pięt głęboko wytartych pumeksem

Popołudniami grzebiąc palcami w ostrej trawie
Nasłuchiwaliśmy zbliżających się pociągów z węglem

Dostała czkawki kiedy dotknąłem
jej ust ciepłym od kataru nosem

getting strong

Koncert Massive Attack wciąż jeszcze przede mną... Ale mogłabym ich usłyszeć, zobaczyć i... można umierać.


i jeszcze "Angel", czyli totalny odlot...


wtorek, 25 września 2012

Le vent nous portera


Noir Desir, Uniesie nas wiatr

Nie boję się drogi, którą muszę przejść,
Trzeba to zobaczyć, trzeba tego spróbować,
W różnych kierunkach, aż do nicości,
I wszystko będzie dobrze...

Wiatr to uniesie...

Blask wiadomości do Wielkiej Niedźwiedzicy,
I trajektorię lotu,
Do aksamitu chwili,
Nawet, jeśli w pustkę...

Wiatr to uniesie...
Wszystko zniknie,
Kiedy poniesie nas wiatr...

Czułość w zasięgu strzału,
Rozdzierający ból otwartych ran,
Smak innych dni,
Wczoraj i jutro...

Wiatr to uniesie...

Kody genetyczne naszych ciał,
Chromosomy w atmosferze,
Taksówki do innych galaktyk,
I lot mojego zaczarowanego dywanu...

Wiatr to uniesie...
Wszystko zniknie,
Kiedy poniesie nas wiatr...

Perfumy o zapachu naszych martwych lat,
Tych, które mogą zapukać do waszych drzwi,
Nieskończoność przeznaczenia,
Nasza przeszłość, co ją zatrzyma?

Wiatr to uniesie...

W czasie przypływu
Kiedy każdy robi rachunek sumienia
Zabieram ze sobą, wyżłobioną w moim cieniu
Garść twoich prochów...

Wiatr to uniesie,
Wszystko zniknie,
Kiedy zabierze nas wiatr...




poniedziałek, 24 września 2012

dobry cover nie jest zły


trzecie koty robią gnioty

To już trzecie kolaże, moje i córki. Ja pracuję zawsze od tekstu do obrazu, ona idzie na odwrót: od obrazu do tekstu i ma trochę trudniej, ale zawsze wie, co chciała przekazać. I to jest fajne :) W ogóle lubi wycinać, kleić, składać, komponować elementy na papierze - chyba zaraziłam ją scrapbookingiem kiedyś i tak jej zostało. Nigdy nie trzeba jej namawiać na "kolażowanie". I ma wyczucie abstrakcji :))) Lubię te wspólne chwile, chociaż zwykle nie mogę się skupić, bo ona zadaje tysiące pytań w trakcie pracy, na które muszę odpowiadać, rzecz jasna.
Dzisiejszy odcinek - w mojej wersji - sponsorują Ewa Lipska, Paul Eluard i Czesław Miłosz. Mieszanka wybuchowa.







Paul Éluard, Do zgubienia z oczu w kierunku mojego ciała
Do zgubienia z oczu w kierunku mojego ciała
Wszystkie drzewa wszystkie gałęzie wszystkie liście
Trawa u podstaw skały i masywy domów
Z daleka morze skąpane w twoim oku
Te obrazy z dnia na dzień
Ułomności cnoty tak niedoskonałe
Przezroczystość przechodniów na ulicach przygody
I przechodnie wyparowani od upartych poszukiwań twoich
Maniackie twoje idee z ołowianym sercem z dziewiczymi wargami
Ułomności cnoty tak niedoskonałe
Podobieństwo spojrzeń przyzwalających do oczu które zdobywasz
Pomieszanie ciał rozleniwień zapałów
Naśladowanie słów postaw idei
Ułomności cnoty tak niedoskonałe
Miłość to człowiek niedokończony

niedziela, 23 września 2012

just perfect...

Viola da gamba to jednakowoż jeden z moich ulubionych instrumentów. Od "Wszystkich poranków świata", od początku początków. A tu w pięknym wykonaniu "Folias de Espana" Jordi Savalla, hiszpańskiego muzyka i kompozytora.


wczorajsze

Jutro przyszło sobie za wcześnie i zostało przywitane ze złością. Miało go nie być, bo i tak każde jutro jest czekaniem na koniec dnia. Każde jutro przychodzi mozolnie, nachalnie narzuca się dźwiękiem budzika i wkręca w budzące się myśli męczącą świadomością braku sensu. Idź sobie, jutro. Nie chcę cię znać.

sobota, 22 września 2012

nowoczesność wieloznaczna

Niespójność ideologiczna jest moim dogmatem. /Zadie Smith/

Dla niektórych facebook to takie targowisko próżności. Przedłużenie portalu nasza-klasa, gdzie już dawno my, Polacy "nauczyliśmy się" chwalić swoimi dokonaniami: wakacje na Teneryfie, uśmiechnięte i opalone dzieciaki, skoki do basenu hotelowego w Turcji czy w Egipcie, wypad na narty w Alpy, nowe narzeczone zastępują stare eks, nowonarodzone dzieci domagają się gratulacji. Można też się pochwalić zdjęciami z udanej/artystycznej/oryginalnej sesji zdjęciowej (coraz powszechniejsze), na których zawsze wyglądamy pięknie/przystojnie/ślicznie/cudnie/wystrzałowo/obłędnie/seksownie/jak ciacho (niepotrzebne skreślić), i niby to potem tak skromnie dziękujemy za komplementy, jakie nam prawią.
Dopiero mądrze używany "fejs" staje się spersonalizowaną stroną wybranych informacji od wybranych osób, grup, instytucji, swoistą tablicą ogłoszeń, które sami wybieramy. Jest też, stety albo niestety, sposobem na szukanie własnej tożsamości i kreowanie siebie - chociażby poprzez "lajki" i przynależność do różnych grup. Ktoś, kto należy do "Ruchu wypierdalania Terlika w Kosmos" raczej nie dogada się z kimś, kto należy do "Popieram Korwina, więc wiem, co to liberalizm, dziwko". Chociaż różnie z tym bywa.
Są jednak wśród różnych grup i fan page'ów na facebooku perełki, jak moje dwie ulubione - "Tkliwi nihiliści opanowujący pozycję dystansu" i działające od niedawna "Sztuczne Fiołki". Te drugie przedstawiają się jako "sztuczno-historyczny magazyn komiczno-tragiczny/głos wolny wolność ubezpieczający". Już raz był usunięty przez administratorów "fejsa", chyba za obrażanie uczuć innych, np. religijnych, bowiem niektóre z publikowanych tam treści mogą, w istocie, być uznane za obrazoburcze - myślę że do porównania nawet z kalibrem słynnych karykatur Mahometa z duńskiej prasy.
Lubię "Sztuczne Fiołki" za humor i lewicujące poglądy, za podobne fascynacje i inspiracje. Za absurd bliski Monty Pythonowi. Tak, to prawda, to wszystko takie postmodernistyczne, oparte na dekonstrukcji i hiperrealizmie, prowokacyjnie wystawiające to, co znane, na próbę innych kontekstów i znaczeń. W tej perspektywie konwencje sztuk plastycznych XVIII i XIX wieku, z której czerpią garściami "Sztuczne Fiołki", zdają się z jednej strony wyśmiane, ale z drugiej - już inaczej oswojone, zrozumiane, chociażby dzięki temu, że uczestniczymy w ich dekonstrukcji, nadajemy inne znaczenia. Najlepsze jest to, że każdy może się w to również "bawić" po swojemu.
Oto próbki Fiołków z ich fejsbukowej strony. Wszystkie z ostatniego tygodnia.





I jeszcze link do tekstu Izy Kowalczyk Kto się boi sztucznych fiołków?

czwartek, 20 września 2012

Romans Arlekina

Josif Brodski, Świat widzialny

Mijają lata, burą ścianę pałacu przecina
pęknięcie. Ślepa szwaczka przetyka wreszcie koniec nici
przez złote uszko. Wychudzona Święta Rodzina
o milimetr przybliża się do egipskiej granicy.

Świat widzialny dostarcza codziennej rozrywki
większości żywych. Jasnym, choć postronnym
światłem zalane ulice. Astronom
po nocach skrupulatnie podlicza napiwki.

Tracę już pamięć o tym, gdzie i o jakiej porze
rozegrało się takie czy inne zdarzenie.
Wczoraj? Kilka dni temu? W wodzie?
W powietrzu? W parku? Ze mną - czy beze mnie?

A i samo zdarzenie – powiedzmy, eksplozja,
babski fałsz, rozruch pieca, powódź, zakrzep w żyle
- nic nie pamięta i nigdy nie pozna
ani mnie, ani innych, którzy je przeżyli. 

Znaczy to najwidoczniej, że za pan brat jestem
z życiem. Że również ja stanowię teraz
włókno tkaniny, która swym szarym szelestem
odbarwia skórę, kiedy się o nią ociera.

Że i moja twarz pewnie nie różni się niczym
od byle łatki, szmatki, trykotu pajaca,
pozszywanych całości, części, skutków, przyczyn
- od tego, czego można nie znać, pragnąć, bać się.

Dotknij mnie – pod palcami poczujesz rzep uschły,
wilgoć wieczoru lub poranku, tętno
kamieniołomu miasta, oddech stepowej pustki,
tych, którzy już nie żyją, lecz których pamiętam.

Dotknij mnie – a poczujesz pod czubkami palców
wszystko to, co istnieje poza mną, beze mnie,
co nie wierzy mnie, mojej twarzy, memu paltu,
wpisując nas w swój bilans zawsze po stronie ujemnej.

Mówię do Ciebie – i nie moja wina,
jeśli nie słychać. Gdy kurz dni przytępi
wzrok, na strunach głosowych osiadać zaczyna.
Cóż, lepszy głoś matowy niż natrętny.

To – aby lepiej słyszeć kukury-ku, tik-tak,
igłę, co w sercu płyty wydrapuje dziurę.
To abyś się nie spostrzegł, gdy zamilknę – jak
nie powiedział wilkowi Czerwony Kapturek.



najsssssss...


wtorek, 18 września 2012

your enemy is in your head

Gniew, pogarda i manipulacja dają fałszywe poczucie siły i władzy.

Tylko spokój jest Siłą.

Gniew niszczy wiarę w to, że w ogóle może się zdarzyć coś dobrego. W pewnym momencie tracimy nadzieję. A za utratą nadziei kryje się zwykle gniew, za gniewem – ból, za bólem – jakaś rana, czasem całkiem świeża, ale najczęściej zastarzała. (…)
Mnóstwo ludzi nosi ślady obrażeń, którymi nie zajęto się w porę, z niewiedzy lub przez zaniedbanie. Człowiek wraca do domu, by tak rzec, po wojnie, ale czuje się tak, jakby w jego ciele i umyśle wojna toczyła się nadal. Przez podsycanie gniewu – który jest skutkiem ubocznym urazu – zamiast szukać rozwiązań, zamiast starać się pojąć jego przyczyny i zastanowić się, co można zrobić, zamyka się na resztę życia w klatce własnej złości. Tak nie da się żyć ani na dłuższą, ani na krótszą metę. Poza granicą bezmyślnego gniewu jest inne życie.
/Clarissa Pinkola Estes, Biegnąca z wilkami/

we’re half-awake

Leonard Cohen, Chwała poranna

Bez słów tym razem? Bez słów.
Czasem bywa tak, że nic nie można zrobić.
Nie tym razem.
Czy to cenzura? Czy to jest cenzura?
Nie, to jest ulatnianie. Nie, to jest ulatnianie.
Czy to dokądś prowadzi?
Do ogrodu. Do ogródka. Idziemy podjazdem.
Czy idziemy w stronę... Jesteśmy w ogródku.
... jakiejś transcendentalnej chwili?
Już prawie świta. To prawda. To jest to.
Czy poruszamy się w kierunku jakiejś transcendentalnej chwili?
To prawda. To jest to.
Czy myślisz, że uda ci się w końcu? Tak.
Czy myślisz, że uda ci się w końcu?
Tak, to możliwe.
Zamieniam się w słuch. Zamieniam się w słuch.
O, chwało poranna!

poniedziałek, 17 września 2012

kronika z 17.09.

Dokładnie 22 lata temu miała premierę ta oto piosenka...




Chociaż zdecydowanie wolę Cave'a w wersji bardziej rockowej i opętanej, jak tu...


A Dorota Wodecka dobrze pisze, o tu. Tylko że i tak niewiele to da.

Dopisek z 18.09. I odpowiedź Dutka. Popisał się :) Posiedzi i poczeka na efekty, bo on jako prezydent miasta przecież nic nie może...

niedziela, 16 września 2012

u rodziców

U rodziców stare zdjęcia, szuflady pełne wspomnień:
Plakietki, wałki do włosów, guziki, wypisane długopisy,
Gazety sprzed kilku i kilkunastu lat,
Opakowania po tuszach do drukarki,
Stare zabawki, dawno zdekompletowane,
Puzzle, w których brakuje elementów,
Pożółkłe dokumenty, listy,
Setki slajdów w rozpadających się ramkach.
Szaleństwo zbieractwa
(co ponoć wynika z zafiksowania w fazie analnej, hm...
ale może to po prostu starość).

Znalazłam szufladę pełną starych negatywów. Czarno-białych. Niektóre opisane, zawinięte w serwetki, bibułki, inne nie. Nakło, Giżycko, P.W., Katedra, Gdańsk, Ojciec 63', Dziadek, Asia 62'... Większość ma 40-50 lat. Uwiecznione chwile, twarze, sytuacje, gesty, pozy, ludzie, którzy jeszcze chwilę będą, ludzie, których już nie ma. Znani, nieznani, obcy. Spotkałam ich dziś w negatywach, matrycach przeszłości.

piątek, 14 września 2012

Dżizas!

"Istnieją jednak 'urodzeni' neurastenicy, ludzie, którzy od wczesnej młodości prawie stale czują się zmęczeni i rozdrażnieni, ludzie, których życie męczy i jest niejednokrotnie przykrym obowiązkiem. Można by podejrzewać, że dla nich samo życie jest urazem. U takich ludzi spotyka się zwykle utrwalone nastawienie negatywne emocjonalne do otoczenia, a często też do samego siebie. Utrwalone negatywne podstawy emocjonalne prowadzą do stałego napięcia układu wegetatywno-endokrynnego, a tym samym są przyczyną ustabilizowanego zespołu neurastenicznego".
/Antoni Kępiński, "Psychopatologia nerwic"/

Chociaż... teraz to się mówi chyba raczej... borderline?

piękne :)


z fanpage'a "Sztuczne fiołki" na fb :)

czwartek, 13 września 2012

bo tam nie lubią republiki



Złota zasada:
Nigdy nie dyskutuj z idiotą. Najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a później pokona doświadczeniem.
Niestety, zdarza mi się zapomnieć.

przeszyj mnie


Dokąd idziesz? Do słońca
W nocy noc i w ludziach czarna noc
Blask nie widzi gdzie ma zadać cios

Jestem tutaj
Wołam cię
Jestem tutaj
Przeszyj mnie
Promieniu Świetlisty złocisty

Nie strasz mnie jak gdybyś nie miał wzejść
Wiem żeś tuż pod horyzontem jest

W lustrze nieba
Widać cię
W ziemi drżeniu
Słychać cię
Promieniu Świetlisty złocisty

Nocy proszę nie przeciągaj już
Skoro świt do słońca pora pójść

Z błyskiem w oku
Będę szedł
Wprost na ciebie
Będę biegł
Promieniu świetlisty złocisty

środa, 12 września 2012

metalu smak

A ja wciąż pamiętam ten spektakl...

Śni mi się, że trzymam - stojąc na jakimś dworcu -
trzymam coś niedużego, jakby dziecko, może kilkuletnie,
ale to nie jest dziecko tylko kosmaty jakiś strzęp wrzeszczący,
wije się, szarpie, kłaki poplamione krwią,
muszę to trzymać, chronić przed upadkiem, czemu muszę nie wiem
to się stało jakoś z zaskoczenia: trochę mi niedobrze
i trochę mi żal. Tu jakby rana, przy niej krew na kłakach,
śmierdzi spalenizną, pręży się, szarpie; ledwo to mogę utrzymać,
wrzeszczy ciągle, nie wiem kiedy nabiera powietrza,
ten wrzask mnie ogłusza, oślepia. Skupiona i oszalała staram się nie puścić,
o co chodzi nie wiem, o coś co się stało;
myślałam, że trzymam na chwilę
lecz już widzę, że nikt tego ode mnie nie weźmie,
pociągi odjeżdżają i ludzie przechodzą
a ja stoję na co czekam nie wiem.

(...)

Lecz już po rewolucji. Ripley znów nasłuchuje w korytarzu,

gdzie czai się Alien.
Albo zamyka się w swojej kapsule, żeby przespać kilka kolejnych
lat lotu. Czasem łamie głowę nad tą amorficzną formą bytu,
tą wampiryczną przyssawką,
tak trwa w kontemplacji
to zgniłe niemowlę.

/Bożena Keff, "Utwór o Matce i Ojczyźnie"/

osobowość chwiejna emocjonalnie typ impulsywny

drugie koty pod płoty

Z okazji Światowego Dnia Zdrowia Jamy Ustnej (to nie żarty - dowód tu) popełniłam kolejny pseudokolaż, który zamieszczam tu i owszem. Dzisiejszy odcinek sponsorują Ewa Lipska i Tomasz Jastrun oraz najfajniejsze miasto świata, czyli Paryż. Voila!







Cierpię na ciągły niedobór zdjęć i tekstów. Cierpię na moc twórczą, słowa mnie zalewają i pchają się na klawiaturę, czasem nad nimi nie panuję, czasem wylewają się ze mnie pod ciśnieniem jak krew z tętnicy. Ale to jeden z nielicznych powodów do radości.

poniedziałek, 10 września 2012

sklepienie za sklepieniem. bez końca

Pamiętam, jak w moim pierwszym roku pracy nauczycielskiej, kiedy klasy miałam po 9-13 osób, a nie po 32, jak nieco potem, próbowałam omawiać z uczniami wiersz "Łuki romańskie" noblisty z 2011 roku Tomasa Gösta Tranströmera. Byłam wtedy jeszcze idealistką i miałam w sobie dużo zachwytu nad ludźmi, a właściwie nie nad ludźmi, tylko nad każdym jednym Człowiekiem. Generalnie prowadziłam tę interpretację w kierunku "każdy człowiek jest piękny na swój sposób". Ale w klasie pre-IB był taki jeden Krzysiek, który z uporem maniaka mi tłumaczył: "Nie, proszę pani, ludzie są brzydcy. Bardzo. Proszę mi wierzyć."
Czasami, kiedy tracę wiarę w świat i ludzi, myślę sobie, że miał rację, ale potem ją odzyskuję i myślę wtedy, że rację miałam ja. Ale tak patrząc na to wszystko z nieco innej strony - rację miał on i rację miałam ja. Oboje jednocześnie. Dowodem są chociażby zdjęcia wrocławianki Agnieszki Prusak, absolwentki ASP, o której pisały ostatnio "Wysokie Obcasy". Jej wystawa "W domu", przedstawiająca zdjęcia zrealizowane w mieszkaniach we wrocławskim Śródmieściu, bardzo do mnie przemawia. Bardzo bardzo. Więc najpierw wiersz, a potem kilka zdjęć.
Łuki romańskie
We wnętrzu ogromnego kościoła romańskiego cisnęli się turyści.
Rozpościerało się sklepienie za sklepieniem bez prześwitu.
Drgało kilka płomyków świec.
Objął mnie anioł bez twarzy
i zaszeptał przez całe ciało:
„Nie wstydź się tego, że jesteś człowiekiem, bądź dumny!
W twoim wnętrzu otwiera się sklepienie za sklepieniem bez końca.
Nigdy nie będziesz gotowy i tak jest słusznie.”
Byłem ślepy od łez
i wyprowadzono mnie na buzującą od słońca piazzę
wraz z Mr i Mrs Jones, Panem Tanaką i Signorą Sabatini
a we wnętrzu ich wszystkich otwierało się sklepienie za sklepieniem bez końca.








Zdjęcia Agnieszki Prusak z wystawy "W domu"

hope there's someone...

przeflancowuję z Lasu Rzeczy, bo ładny i ważny...

Rabindranath Tagore, Ostatnie pieśni (40)

Jeśli nie odpowiadają na twoje wezwanie, idź sam,
Jeśli boją się i trwają skuleni twarzą do ściany,
O! nieszczęsny,
Miej umysł otwarty i mów to sam.
Jeśli precz się odwrócą i zostawią cię samego,
Gdy idziecie przez puszczę,
O! nieszczęsny,
Krusz ciernie pod stopą
I po krwią znaczonym szlaku idź sam.
Jeśli w górę nie podniosą światła,
Gdy noc jest burzą zmącona,
O! nieszczęsny,
Zapal piorunowym bólu płomieniem własne serce,
I niech płonie samotne.

niedziela, 9 września 2012

Łomologia stosowana...

... tak skwitował moje zdjęcia pewien sympatyczny pan w labie, ten sam, który ponad rok temu do mojego dziecka powiedział "Po kim ty jesteś taka ładna? Chyba nie po mamusi..." :DDD Ta rolka filmu na wywołanie czekała rok. Zdjęcia analogowe to dość drogie hobby, może jakiś tańszy lab znajdę... gdzieś...? I okropnie zachciało mi się naprawić mojego Lubitela, bo filmy czekają grzecznie w lodówce i proszą o robienie zdjęć. A tu tylko kilka, z ubiegłorocznych wakacji. Muszę chyba przystopować z blogowaniem, bo ostatnio jakieś szaleństwo narracji jest.






Johnny, nie jesteś aniołem

Słuchałam dzisiaj audycji Kydryńskiego w Trójce, który puszczał trochę francuskich klasyków i ciekawostek i puścił m.in. piosenkę Piaf „Johnny”, ale w wykonaniu belgijskiego zespołu Vaya Con Dios. Jak ja ich kiedyś lubiłam! Piękne wykonanie i fajny tekst :)
Johnny
Johnny, tu n'es pas un ange.Ne crois pas que ça m'dérange.
Jour et nuit, je pense à toi.
Toi, te souviens-tu de moi
Qu'au moment où ça t'arrange ?
Et quand revient le matin,
Tu t'endors sur mon chagrin.
Johnny, tu n'es pas un ange !

Johnny ! Johnny !
Si tu étais plus galant,
Johnny ! Johnny !
Je t'aimerais toujours autant.

Johnny, tu n'es pas un ange.
Ne crois que pas que ça m'dérange.
Si tu me réveilles la nuit,
C'est pour dire que tu t'ennuies,
Que tu veux une vie de rechange
Mais, quand revient le matin,
Tu t'endors sur mon chagrin.
Johnny, tu n'es pas un ange !

Johnny ! Johnny !
Si tu étais plus galant,
Johnny ! Johnny !
Je t'aimerais tout autant.

Johnny, tu n'es pas un ange.
Entre nous, qu'est-ce que ça change ?
L'homme saura toujours trouver
Toutes les femmes du monde entier
Pour lui chanter ses louanges.
Dès qu'il en sera lassé,
Elles seront vite oubliées.
Vraiment, vous n'êtes pas des anges.

Johnny ! Johnny !
Depuis que le monde est né,
Johnny ! Johnny !
Il faut tout vous pardonner.

Ahhh ! Johnny !...

piątek, 7 września 2012

empty page

Chyba znalazłam coś, co da mi namiastkę odbicia w ekspresji nieco innej niż tylko słowo. Trafiłam wczoraj na kolaże Eweliny Lebidy, z cytatami z Nosowskiej, ze Świetlickiego, dialogujące z filmami, z konwencjami, pełne ironii i absurdu i pomyślałam, że to w sumie bardzo blisko scrapów, które niegdyś robiłam, a które już się zupełnie "przeżarły".
A dziś przypomniałam sobie moje pierwsze gazetki ścienne robione w szkole, kiedy byłam może w 5, może w 6, może w 7 klasie podstawówki. Wycinałam z gazet różne postacie i naklejałam na duży karton, każda z postaci był to ktoś z klasy. Dopisywałam "chmurki" i wypowiedzi, często realne teksty, innym razem wymyślone, być może złośliwe czasami, ale tak naprawdę nikt nie czuł się nigdy obrażony.
Zgadzam się, że to trochę odtwórcze i pasożytujące na innych tekstach i obrazach. Poza tym - zajęcie tylko na chwilę. Ale może to pora, żeby spróbować.



Kolaż z Monty Pythona



Kolaż Wisławy Szymborskiej

czwartek, 6 września 2012

dawno już...

to nie jest pora na Fionę Apple po przejściach
to nie jest pora na Florence w zmanierowanych pozach
to nie jest pora na przejmujący głos Lou Rhodes
to nie jest pora na subtelność Charlotte Gainsbourg
to nie jest pora na dziwactwa CocoRosie
to nie jest pora na naiwną rozpacz Lykke Li
ani na czarny pulower Beth Gibbons

wraca pora na Emilianę Torrini :)




środa w czwartek

prof. Magdalena Środa dobrze prawi... Z wczorajszej Wyborczej:

"Z kultury Platforma najbardziej ceni sobie metro, a PiS - dziedzictwo. Ponieważ - przynajmniej w Warszawie - metro będzie jedynym dziedzictwem kulturalnym PO, myślę, że PiS spokojnie je uzna - o ile pozwoli mu się na zbudowanie kilku pomników zmarłego prezydenta. A w końcu się pozwoli, już Gowin o to zadba.
Na płaszczyźnie kulturowej porozumienie jest więc bliskie; jeszcze bliższe jest na płaszczyźnie edukacyjnej. I dla PO, i dla PiS ważne jest hasło znane z klasyka: „Byle polska szkoła zasobna, byle polska szkoła spokojna”. Ponieważ z zasobnością jest źle, politycy obu partii kontentują się jej spokojem. Szkoła ma być oazą dziewiętnastowiecznych snów o sile polskiej rodziny, religijności i niezwykłości narodowej martyrologii. „Produktem” szkoły - używając nowoczesnego języka minister Szumilas (na słowie „produkt” nowoczesność MEN się kończy) - powinien być religijny patriota. O patriotkach szkoła milczy, bo przecież w powstaniach nie walczyły.
Jarosław Kaczyński, w swoim jakże nowatorskim „exposé”, domagał się dopiero co ustawowych gwarancji dla obowiązkowego nauczania języka polskiego, religii i historii, „w pełnym wymiarze godzin, we wszystkich szkołach”. Bo Polak ma być Polakiem, a nie tam jakimś Europejczykiem, a kobieta ma rodzić, a nie być Polakiem. Myślę, że minister Szumilas i cały klub PO gorliwie przyklasną żądaniom Kaczyńskiego, bo PO tak jak PiS ceni historię, tradycję i żadnej nowoczesności w szkole nie potrzebuje.
Donald Tusk 3 września nie pozostał niemy na te wyraźne oznaki porozumienia między - wrogimi na innych terenach - partiami i w Sulęczynie odpowiedział prezesowi jak echo, że szkole potrzebna jest „powściągliwość, umiar i rozsądek” oraz cyfryzacja. To bodaj jedyna różnica między PO a PiS. Tusk nowoczesność szkoły widzi w komputeryzacji. Kaczyński - w zlikwidowaniu gimnazjów. Jedno warte drugiego. Bo czy wstawimy do szkół komputery, czy zlikwidujemy gimnazja, szkoła pozostanie i tak XIX-wieczną konserwatywną instytucją, wylęgarnią stereotypów, zbiorowiskiem szkodliwych polskich mitów, która czyni młodych ludzi bezradnymi wobec problemów i wyzwań współczesności.
Pan premier traktuje cyfryzację i e-podręczniki jak cud, który ma zmodernizować szkołę. A czy głupek wsadzony do nowoczesnego samochodu przestanie być głupkiem? Czy to, że ktoś korzysta z internetu i zamiast nad podręcznikiem zasiada przed komputerem, powoduje, że stanie się mądrzejszy, bardziej otwarty, bardziej przygotowany do życia w nowoczesnej Europie lub chociażby do życia publicznego?
Niechaj pan premier nie fascynuje się tak „maszyną” i techniką, tylko zajrzy do programów szkolnych i przeanalizuje sobie ich wymiar aksjologiczny i wychowawczy, to zobaczy Kmicica, którego jedyną etyką jest modlitwa, a jedynym przygotowaniem do życia obywatelskiego - wojaczka. W polskiej szkole nie ma tego, co najważniejsze: nauki myślenia (internet jej nie sprzyja), praktycznej edukacji obywatelskiej, edukacji ekologicznej, seksualnej i wreszcie - etyki będącej przygotowaniem do publicznej debaty. Nauczyciele są najbardziej konserwatywną i religijną grupą zawodową, oporną na wszelkie zmiany („Diagnoza społeczna” Czapińskiego). Cyfryzacja tego nie zmieni.
PO-PiS, prowadząc swoją „politykę edukacyjną”, pragnie chyba tylko jednego: by szkoła reprodukowała ich własny popisowy elektorat. "
Niestety, pani prof. Środa się nie myli. Dopóki nie przeprowadzi się gruntownej reformy programów nauczania, będzie źle. Ale i wtedy będzie źle, bo po co komu programy nauczania, skoro można i tak uczyć np. takiej historii z głowy, niemal nie zaglądając do podręczników, za to mając zawsze otwartą stronę Naszego Dziennika w szkolnym komputerze. Koło się zamyka: szkoła produkuje konserwatystów (bo nie śmiałabym mimo wszystko nazwać ich faszystami), którzy, o ile studia nie zweryfikują ich poglądów, zostają nauczycielami i uczą konserwatyzmu następne pokolenia. Problem w tym, jak oddzielić nauczanie od poglądów, i jest to chyba jednak niewykonalne. Bo na działania systemowe, wspieranie projektów edukacyjnych zapewniających różnorodność treści i opinii, przygotowujących, jak marzy się pani profesor, do udziału w debacie publicznej, chyba jeszcze długo nie ma na co liczyć, skoro szkoła ma być przede wszystkim „spokojna”.

wtorek, 4 września 2012

dead things

Wenders ♥



Song of Childhood
By Peter Handke
When the child was a child
It walked with its arms swinging,
wanted the brook to be a river,
the river to be a torrent,
and this puddle to be the sea.
When the child was a child,
it didn’t know that it was a child,
everything was soulful,
and all souls were one.
When the child was a child,
it had no opinion about anything,
had no habits,
it often sat cross-legged,
took off running,
had a cowlick in its hair,
and made no faces when photographed.
When the child was a child,
It was the time for these questions:
Why am I me, and why not you?
Why am I here, and why not there?
When did time begin, and where does space end?
Is life under the sun not just a dream?
Is what I see and hear and smell
not just an illusion of a world before the world?
Given the facts of evil and people.
does evil really exist?
How can it be that I, who I am,
didn’t exist before I came to be,
and that, someday, I, who I am,
will no longer be who I am?
When the child was a child,
It choked on spinach, on peas, on rice pudding,
and on steamed cauliflower,
and eats all of those now, and not just because it has to.
When the child was a child,
it awoke once in a strange bed,
and now does so again and again.
Many people, then, seemed beautiful,
and now only a few do, by sheer luck.
It had visualized a clear image of Paradise,
and now can at most guess,
could not conceive of nothingness,
and shudders today at the thought.
When the child was a child,
It played with enthusiasm,
and, now, has just as much excitement as then,
but only when it concerns its work.
When the child was a child,
It was enough for it to eat an apple, … bread,
And so it is even now.
When the child was a child,
Berries filled its hand as only berries do,
and do even now,
Fresh walnuts made its tongue raw,
and do even now,
it had, on every mountaintop,
the longing for a higher mountain yet,
and in every city,
the longing for an even greater city,
and that is still so,
It reached for cherries in topmost branches of trees
with an elation it still has today,
has a shyness in front of strangers,
and has that even now.
It awaited the first snow,
And waits that way even now.
When the child was a child,
It threw a stick like a lance against a tree,
And it quivers there still today.

poniedziałek, 3 września 2012

silence



‎"This tremendous world I have inside of me. How to free myself, and this world, without tearing myself to pieces. And rather tear myself to a thousand pieces than be buried with this world within me."
— Franz Kafka

rec rec rec



J.M. Coetzee, Hańba (Disgrace), Wydawnicywo Znak, Kraków 2006
Lektura „Hańby” pochłania, wciąga w swój urywany rytm, sprawia, że niemal nie można się oderwać od czytania. Jest to historia 53-letniego Davida, profesora literatury z uniwersytetu w Kapsztadzie, który okrywa się hańbą, nawiązując romans ze studentką. David należy do mężczyzn, którzy nie mogą się obejść bez kobiet, a właściwie bez spełnienia w ich ciałach, bo już żyć z nimi na co dzień, tak, by „musiały znosić jego chłód, szorstkość, zniecierpliwienie, że nie jest wreszcie sam”, nie potrafił. „Żył w nieustannej gorączce rozwiązłości. Romansował z żonami innych profesorów, podrywał turystki w barach na nabrzeżu albo w Club Italia, sypiał z kurwami”. „Zawsze był typem miejskim i swobodnie się czuł w rzece ciał, w której czyha eros, a spojrzenia migają jak strzały”.
Jest też „Hańba” powieścią o starzeniu się. 53-letni David wie, że Melanie jest ostatnią z jego młodziutkich kochanek o idealnym ciele, że tak naprawdę postępuje przeciwko naturze, narusza tabu dotyczące związków starszych mężczyzn i młodych kobiet. David zdaje sobie sprawę, że za chwilę będzie skazany na seks ze starzejącymi się znudzonymi paniami Bovary, jak Bev na prowincji, albo ewentualnie na płatną miłość. Smuci go to, bo całe życie służył Erosowi i słuchał swojej żądzy. Swoje ciało coraz częściej traktuje już z niejakim obrzydzeniem i z rezygnacją patrzy na sprawy wieku.
Kiedy wybucha skandal na uczelni, wydaje się, że może jeszcze się uratować, przyznać do winy, pokornie przyznać przed komisją dyscyplinarną, że nadużył swojej władzy, że nie powinien był wiązać się ze studentką. A jednak odmawia składania wyjaśnień, kwitując swoje stanowisko krótko: „zgadzam się treścią pozwu”. Potem będzie tłumaczył, że chciał bronić wolności słowa, wolności milczenia. Społecznie płaci za to wysoką cenę.
Zupełnie innego znaczenia nabiera słowo „hańba” w kontekście wydarzeń na farmie jego córki Lucy. David odchodzi z uczelni i, by przeczekać skandal, udaje się na południowowschodni kraniec południowej Afryki do Lucy, swojej córki, która sama prowadzi farmę i pensjonat-przechowalnię dla psów. To trudne życie dla białej kobiety, która jest samotna. David z rezerwą patrzy na swoją latorośl, użala się nad stanem jej ciała i umysłu, nad jej wyborami, których nie pochwala. Nie może pojąć, jak ona, wychowana w mieście pół-Holenderka, mogła wybrać życie na wsi, w sąsiedztwie Afrykanów. Farma nie jest bezpiecznym miejscem. Po tygodniu od przyjazdu Davida napada na nich trzech zbirów. Jego samego zamykają w komórce, oblewają spirytusem i podpalają (uchodzi z tego cało, ale z poparzeniami skóry głowy), kradną jego samochód, zabijają wszystkie psy, które są na przechowaniu Lucy, a samą dziewczynę gwałcą. Lucy nie chce jednak zeznawać przeciwko nim w sprawie gwałtu. To dla niej osobista sprawa, została zhańbiona, ale swój los przyjmuje z pokorą. Uważa, że na taki los zasłużyli biali ludzie, którzy wcześniej wyzyskiwali i traktowali z pogardą w tym kraju Afrykanów. Czuje się winna tego, co działo się w jej kraju z winy białych.
W efekcie mamy do czynienia z dwiema skrajnymi postaciami. David, typowy egoista i sybaryta, który nie potrafi nawiązać głębokich relacji z ludźmi, a kobiety traktuje właściwie tylko i wyłącznie jako obiekty swych, coraz bardziej nieporadnych zalotów, chociaż nie czuje się winny i uważa, iż romans go „niezwykle wzbogacił”, odpokutowuje stając się „psiarzem”. On, który nie dostrzega w zwierzętach istot godnych zainteresowania i litości, najmuje się do pracy przy usypianiu psów. Towarzyszy im w ostatniej drodze, dając im „nic”, lecz ucząc się pokory. Lucy, która wybrała trudne życie w samotności na farmie, wie, że jeśli chce tam zostać, musi stać się częścią Czarnego Lądu, zostać przezeń zhańbiona, być może wielokrotnie, by wreszcie zyskać bezpieczeństwo i spokój. Jest gotowa nawet poślubić swojego sąsiada, prymitywnego Petrusa, zostać jego trzecią żoną, żeby jej dziecko miało ojca i żeby oboje mieli zapewniony jako taki byt na farmie. Cierpi w swojej osobistej historii, ale za „grzechy” białych. To postać bez skazy, prawie święta, tak różna od ojca, którego zajmuje tylko i wyłącznie jego prywatna historia.
„Hańba” to lektura drażniąca, momentami bolesna, zastanawiająca, zwracająca uwagę na postawę moralną głównego bohatera, poczucie winy i heroiczną wręcz potrzebę odkupienia u jego córki i na stosunki społeczne w południowej Afryce po upadku apartheidu. Warto.

niedziela, 2 września 2012

hey teacher leave them kids alone

Koniec lata


















***
Przyjechaliśmy bez celu albo z konkretnymi postanowieniami
Zamknięci w różnych rolach, z których nie zawsze jest jakieś wyjście
W połowie zadań, zleceń, związków, tekstów, rozmów, dyskusji
Albo właśnie przed
Albo właśnie po
Nasze pragnienia były różne
Mówiliśmy różnymi językami
Wierzyliśmy w różnych bogów albo i nie wierzyliśmy wcale
Z naszych historii można napisać kilka dobrych scenariuszy
Przygarnięci pod dach otwartego domu
Znaleźliśmy ciepło, zrozumienie, przyjazną bliskość
Uśmiech wypędzał smutek
Leczyliśmy zranione dusze.
Wędrować przez życie to także umieć się zatrzymać
Spojrzeć Innemu w oczy
I powiedzieć mu „Ty”
Jak nad Głębokim