środa, 29 maja 2013

odmienne stany świadomości cz. 2

Puk, puk, poskarżyć się chciałam, ale właściwie... nie mam prawa. Bo cóż oni winni, ci Inni, że patrzą przez siebie, że wciąż czegoś chcą, że przepisy są bezduszne, że urzędnicy pracują od-do, że terminy naglą, że mają gdzieś twoje problemy, bo wystarczą im swoje? Nie muszą rozumieć. A już na pewno nie muszą pomagać, iść na rękę, ułatwiać, to nie do nich należy.
Często mam wrażenie, że nie pasuję do tego świata... Nie potrafię się dostosować, ba, przecież nie chcę! Im szybciej się kręci ten kołowrotek, tym bardziej mam ochotę z niego wyskoczyć. A teraz coraz bardziej mam ochotę być bez danych osobowych, bez korzeni, bez przynależności, bez obowiązków i smyczy, bez żadnego "muszę". Nie musieć nikogo o nic prosić. Móc zostawiać niewypełnione rubryki w kwestionariuszach, nie odbierać listów, nie płacić podatków, nie zdążać na czas, mieć gdzieś tytuły, kariery i osiągnięcia, nie wstydzić się braku pracy, pieniędzy, własnej nieporadności, bezsilności, lęku i łez, tego, że czasem przychodzi moment, kiedy życie zwalnia i świadomość się zmienia. Z wewnętrznej potrzeby.
Ale nie potrafię żyć bez ludzi.


Charles Bukowski
kołysz się ze mną

kołysz się ze mną, wszystko smutne -
wariaci w kamiennych domach
bez drzwi,
trędowaci ociekający miłością i pieśnią
żaby usiłujące policzyć
gwiazdy;
kołysz się ze mną, smutne życie -
palce rozpłaszczone na kowadle
starość jak skorupki po śniadaniu
zużyte książki, zużyci ludzie
zużyte kwiaty, zużyta miłość
potrzebuję cię:
to uciekło
jak pies albo koń
umarłe albo zgubione
bezlitosne.

niedziela, 12 maja 2013

spuchnięte powieki


Stanisław Bereś
Do Michała Bułhakowa – list Małgorzaty
Zauważ, że na to miasto z cerkiewnych pierników mogła nawet nie spaść jedna kropla światła. Przezroczysta papacha lodu mogła na zawsze uwięzić ludzi wraz z kretami przy ziemi. Kolorowe ptaki fantazji mogły spadać ostrym pionem w zmarzlinę. I mógł tu nie przybyć szatan z żużlem zamiast oka wraz ze swoją świtą z nory piekieł wyjętą: Fagotem z laską sztukmistrza, Asasellem – mordercą, ani też kotem – piromanem, gwiżdżącym na własnym ogonie.
Przecież mój płód zabito, w głębi łona zwinięty. Czar zdjęto jak koszulę, obcięto kołtun z włosami, miotłę złamano kolanem, a noc rozświetlono lampami. Wszak zdejmowano iluzje z powietrza, marzenia palono na placach, wiedźmy pławiono pod wodą, topiono zamki na lodzie, a Urizena dobito osinowym kołkiem sylogizmu Kanta.
A jednak jeszcze biegnę, odbijając się stopą od tafli tlenowej. Piję wiatr wprost z dłoni przyłożonych do ust jak dzbanek. Sypiam na zorzy polarnej. „Fausta” czytam w przekładach. Podglądam poetów ze spuchniętą powieką, piszących coś szybko na skrawkach gazet. Coraz łatwiej mi wierzyć, że jeszcze tu będę i znów pofrunę z chichotem nad miastem, strzepując kanciaste gwiazdy z twych włosów i wylewając na dachy strugi lunarnej poświaty.
Jakież to cudowne wiedzieć, że istniejesz niczym klinga na oczach posępnego imperium. Jakież to piękne, że mówisz do mnie językiem, który rozumiem. I jakież to proste, że mogę strzec twojego neurastenicznego snu z policzkiem przytulonym do piersi. By nie stężała krew w szklanych tunelach arterii. By nie rozsadziła ciepłego serca jak bryła lodu butelkę.
/”Już tylko sen” 1990/

środa, 8 maja 2013

z niewysłanych piosenek

Właśnie znalazłam Yunę na YouTube, błądząc od Anne Brun, przez Soley, Mogwai i Sinead O'Connor... jakoś tak. I oto Yuna, najpierw z "Mermaid" i innymi piosenkami, a teraz "Come as you are", cover Nirvany, jednej z moich absolutnie ulubionych...  I koniec, przyczepiło się, będzie tak grać mi przez kilka dni zapewne. W sam raz na mój nastrój ostatnio.