piątek, 29 sierpnia 2014

tafla wody

„Strata i rozczarowanie są nieodłącznym elementem każdej relacji międzyludzkiej. Każdy z nas chce czegoś od swoich najbliższych. Jednak oni mają tylko trzy możliwości: mogą od razu dać nam to, czego chcemy, odłożyć to na później lub nas rozczarować. Nie mogą zawsze pragnąć tego samego, co my. A nawet jeśli chcieliby spełnić nasze życzenia, mogą nie mieć takiej możliwości.
Konflikt między pragnieniem a rzeczywistością jest wpisany w ludzką egzystencję. Unikamy tego konfliktu i bólu życia, stosując mechanizmy obronne, a to z kolei przynosi nam cierpienie. Zamiast stawić czoła rzeczywistości uciekamy od niej, niezdolni już do tego, by sobie z nią skutecznie poradzić. Dzieje się tak, kiedy pragniemy czegoś, czego nie możemy dostać lub co w realnym świecie w ogóle nie istnieje. Po skonfrontowaniu pragnień z rzeczywistością uświadamiamy sobie, że ludzie nie zawsze chcą tego, czego my chcemy, nie zawsze mogą nam to dać, a w ogóle nasza fantazja i świat wokół nas to dwie różne rzeczy. W związku z tą konfrontacją pojawiają się w nas przeróżne uczucia, także lęk. Możemy stawić im czoła i poradzić sobie z nimi w sposób przystosowawczy. Ale możemy też zacząć unikać rzeczywistości i własnych uczuć. Takie unikanie prowadzi właśnie do cierpienia.
Bólu związanego ze stratą, chorobą i śmiercią nie da się uniknąć. Jednak cierpienie wywoływane przez nasze mechanizmy obronne nie jest obowiązkowe, o ile nauczymy się te mechanizmy dostrzegać i zwrócimy się przeciwko nim."
/Jon Frederickson, "Współtworzenie zmiany. Skuteczne techniki terapii dynamicznej" - za Pracownia Humani/

W zeszłym tygodniu wzięło mnie na wspomnienia. Dobre i złe. Radosne i smutne. Jednym z piękniejszych muzycznych wspomnień była piosenka Sistars, która była przebojem, kiedy rodziła się moja córka. Niech więc tu zagra teraz, żeby ją pamiętać. Pamięć ma moc ocalania.


Swoją drogą szkoda, że Sistars nie nagrywają razem. Razem miały o wiele większy power niż osobno.

Doklejam z internetów :)


wtorek, 26 sierpnia 2014

jak krótka bajka w długim śnie

Tak mało

Tak mało powiedziałem.
Krótkie dni.

Krótkie dni,
Krótkie noce,
Krótkie lata.

Tak mało powiedziałem,
Nie zdążyłem.

Serce moje zmęczyło się
Zachwytem,
Rozpaczą,
Gorliwością,
Nadzieją.

Paszcza lewiatana
Zamykała się na mnie.

Nagi leżałem na brzegach
Bezludnych wysp.

Porwał mnie w otchłań ze sobą
Biały wieloryb świata.

I teraz nie wiem
Co było prawdziwe.

/Czesław Miłosz/

sobota, 23 sierpnia 2014

o wstydzie

Jędrzej Morawiecki: Czy w nowych ruchach religijnych jest miejsce na wstyd? A może wstyd jest przez nie odrzucany jako toksyczny? (…) Przywykliśmy bowiem do innej waloryzacji. Do tej pory zły był raczej bezwstyd. Teraz – wydaje się nam – nastąpiło w tej sferze znaczne przesunięcie. (…) Czy w nowej duchowości element wstydu jest tylko balastem? Niepotrzebną winą, narzędziem opresji?
Bartosz Jastrzębski: Owo odrzucenie, czy wyparcie, dotyczy nie tylko wstydu, ale i grzeszności. Wydaje się, że zanurzywszy się w nowych formach duchowości, powiadamy: „Ogólnie jest fajne, a ma być jeszcze fajniej”. „Fajne” jest samo doświadczanie. Dzięki temu doświadczeniu będzie jeszcze „fajniej”, nasze życie codzienne stanie się lepsze, pełniejsze, bardziej satysfakcjonujące i świadome. Tymczasem tradycyjne religie mieszczą w sobie moment ciężkiej traumy religijnej, która co prawda na planie metafizycznym może się okazać czymś zbawczym, czymś duchowo korzystnym, przeżywana jest jednak jako „ciemna noc duszy”, jako coś porównywalnego z ukrzyżowaniem, ze śmiercią…

Zbigniew Pasek: To, co wyróżnia nową duchowość, jest wynikiem długiego procesu psychologizacji religii. Współczesna psychologia stwierdza, że grzech jest niezdrowy, że poczucie grzeszności i poczucie winy są szkodliwe dla psychiki. Te uczucia hamują człowieka, ograniczają, wytwarzają blokady, które później mszczą się okrutnie na samopoczuciu i zdrowiu psychicznym. Lepiej więc nie mieć poczucia winy. Zwłaszcza nieuzasadnionej. Chrześcijaństwo wierzy jednak, że grzech pierworodny człowiek dziedziczy. Nie jest on uzasadniony jakąś jednostkową, indywidualną odpowiedzialnością. A zatem, powiada się dzisiaj coraz częściej: jest bezpodstawny. Nawet więcej, szkodliwy. Redukując transcendencję czy duszę do psychiki i jej poznanych dotąd mechanizmów, dokonuje się takiego mniej więcej zabiegu. Mówienie o grzeszności w nowej duchowości? Tam o grzechu się milczy, dominują zaś elementy jasne, pozytywne, optymistyczne. Odwołując się do tradycyjnych kategorii religioznawczych: w nowej duchowości króluje fascinansTremendum jest szczątkowe. Można się bać, ale raczej UFO, można bać się porażki, choroby. To wszystko są lęki z tego świata. One tego świata dotyczą i dzięki temu są zrozumiałe.
W kulturze zachodniej tradycyjny, moralny monolit wyraźnie się rozpada. Religijność chrześcijańska kruszy się: albo zmierza w stronę sekularyzmu, albo nowej duchowości i nowych ruchów religijnych, albo też przechyla się w kierunku fundamentalizmu. Istotny dla rozwoju owych wektorów był początek XX wieku. Wtedy właśnie pojawił się, za sprawą teozofii, nurt New Age. Wtedy jednak utwardził się również fundamentalizm, pielęgnowany przez wspomniane przez Panów grupy ewangelikalne czy protestanckie, które konserwują stary, tradycyjny układ moralności. Dominuje w nich pryncypialność, dosłowność odczytania Biblii, nie ma żadnych ustępstw wobec homoseksualistów, nie wprowadza się zmian w etyce seksualnej itp.
Jak to wszystko opisać? Nauka proponuje nam wiele możliwości. Jedną z perspektyw jest relatywizm (ale bez pejoratywnego „cienia” używam tego słowa), który stanowi odpowiedź na rozmaitość systemów moralnych.
Relatywny jest na przykład wstyd, bo wstydzimy się tylko tego, co piętnuje konkretna religia, niosąca określony układ zasad moralnych. Wstydzimy się, kiedy wynurza się z nas coś, co jest naruszeniem tych zasad i co wywołuje poczucie winy, poczucie czegoś niewłaściwego – zmazy czy grzechu. Wstyd to takie uczucie, które opiera się na zakazie – zakaz jest jego konieczną przesłanką. Ponadto wstyd jest czymś społecznym (bo opiera się na kulturowych i społecznych tabu). Twierdzę również, iż nie istnieje wina zbiorowa. Mimo że Niemcy kajali się za drugą wojnę światową. Mimo że Kościół przepraszał i „wstydził się za grzechy, robił źle wobec Żydów” i za inkwizycję. Pomimo owych kontekstów wstyd jest pojęciem, które funkcjonuje raczej w odniesieniu do indywiduum, schodzi na poziom jednostki i może się pojawić w mówieniu jednostkowym o religii. Dzieje się tak, kiedy przekonania czy zasady – etyka danej religii – są na tyle uwewnętrznione, że ich złamanie powoduje poczucie zrobienia czegoś niewłaściwego. (…)
Bo ze wstydem jest tak, jak nauczał pewien mnich moich studentów, kiedy przed laty zwiedzaliśmy górę Athos. Opowiadał on, iż dusza po śmierci, uwolniwszy się od ciała, wznosi się ku górze, przez kolejne kręgi niebiańskie. Przy przechodzeniu przez każdy kolejny krąg musi oglądać swoje grzechy, które są coraz cięższe. Nikt jej niczego nie wyrzuca i niczego nie każe. Ale ona, widząc te grzechy, wstydzi się. Wstydzi się bezmiernie i bezgranicznie. „I to jest właśnie piekło. Innego piekła nie ma” – zakończył mnich.

/”Innego piekła nie ma”. Z profesorem Zbigniewem Paskiem o wstydzie i nie tylko rozmawiają Bartosz Jastrzębski i Jędrzej Morawiecki/

środa, 20 sierpnia 2014

goodbye summer

Tegoroczne lato było łaskawe i gorące, ale wieczory i poranki od jakiegoś czasu wieją chłodem jesieni. Od jakichś trzech tygodni kwitnie już nawłoć, czyli niemenowska mimoza. Za domem, przy polnej ścieżce dojrzewają owoce głogu, czeremchy i czarnego bzu. Szkoda mi upałów, zapachu rozgrzanego runa w lesie i kwietnego szaleństwa wokół, szkoda letnich burz, języków fioletowych od jagód, skóry rumianej od słońca, dziecięcej radości podczas zażywanej na dworze kąpieli, łaskotania trawy i gry w badmintona. I tylko myśl, że lato powróci, trzyma mnie jakoś w ryzach. Inaczej rozkleiłabym się jak nic.
Wędrowaliśmy trochę na Północy w tym roku. Stęskniona podróży chłonęłam widoki jak gąbka. Dzieci dały radę i znów, jak zwykle, znaleźliśmy swoje magiczne miejsca i chwile. Do następnej wyprawy!




 





 

sobota, 16 sierpnia 2014

post bez tytułu

"Bólu w związkach z ludźmi doznajemy wtedy, gdy poszukujemy w drugiej osobie ratunku i ukojenia i nie udaje nam się ich wyegzekwować. Prawdziwa miłość nie boli. Cierpienie wynika z jej braku. Domaganie się od Bogu ducha winnych ludzi, aby stali się ratunkiem, remedium na nasze niespełnione życie, jest agresją przebraną za słabość i prowadzi nieuchronnie do konfliktu."
/Wojciech Eichelberger/

"Pożegnanie, tak jak przywitanie, jest rzeczą tak powszednią, że rzadko zastanawiamy się, co tak naprawdę oznacza. Hiszpańskie adios ("z Bogiem"), francuskie adieu (też "z Bogiem") i angielskie goodbye ("niech Bóg będzie z tobą") to nic innego jak oddawanie żegnanej osoby pod opiekę Stwórcy. To tak, jakbyś mówił: "Nikt z nas nie wie, co się wydarzy po naszym rozstaniu, ale cokolwiek to będzie, mam nadzieję, że Bóg się o ciebie zatroszczy". W ten sposób uznajesz niepewność, jaka roztacza się przed tobą, a także własną podatność na nieznane zagrożenia."
/Robert Rowland Smith/