Potrzebowałam wtedy miękkości. Moje dłonie mimowolnie wędrowały do pluszowych zasłon w kinach i restauracjach, tęskniły do niemożliwych szenili i welwetów, wygłaskiwały do wyłysienia sztruksowe spodnie, miętosiły spraną jedwabną apaszkę. Łaknęłam miękkości łagodnego, wiosennego powietrza, słońca, piasku, prawdziwej kawy, pachnącego mydła. Bolały mnie kości od spania na stole, a szorstki golf mojego swetra zostawiał na skórze szyi czerwoną obręcz.
/Olga Tokarczuk, Gra na wielu bębenkach/
Antycypuję listopad :) Będą dobre aukcje dla hospicjum :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz