sobota, 19 stycznia 2013

tożsamość i przebudzenie

To dość smutne, a jednocześnie bardzo osobiste, więc nie kpij, Czytelniku, choćby nawet czasem ironiczny uśmiech gościł na Twojej twarzy, gdy tu zaglądasz.

Po wielu dniach spędzonych z bliskimi i dla bliskich przychodzi już całkowicie skrystalizowana dość gorzka świadomość, że...
Pomimo że zawsze miałam wszystko lub prawie wszystko, czego mogłam zapragnąć,
nie było chyba w moim życiu nikogo, kto by ode mnie czegoś nie wymagał, nie oczekiwał,
w jakimś okresie życia chociażby, nawet krótkim.
Wymagania niektórych były ogromne, ponad moje siły, ponad to, co mogłam unieść, ofiarować, dać, a to, co dawałam, odtrącali.
Inni żądali niewiele, ale i pozostali tylko cieniami.
Sama od siebie wymagałam zawsze niemal niemożliwego.
Mechanizm, który mnie trzymał przy najbardziej wymagających, to najczęściej poczucie winy, które urosło do rozmiarów monstrum w pewnym momencie życia, a z którym rozprawiam się do dziś.
I jeszcze potrzeba uznania/akceptacji w oczach tych, na których mi zależało, a nawet tych, na których mi nie zależało - przypadłość osób o niskim poczuciu wartości.

Tym bardziej doceniam dziś tych, którzy, o nic nie prosząc, niczego nie żądając, niczego nie oczekując, po prostu mnie akceptują. Do nikogo nie porównując, nie nadając etykietek, nie oceniając... To niewątpliwie najcenniejszy składnik dojrzałej Przyjaźni. Dziękuję :) I za Przebudzenie też dziękuję :)

Dopisek z dn. 21.01.13

I jeszcze dziękuję losowi za wsparcie Przyjaciół, jakie otrzymałam w porę, i za zdrowy rozsądek. Za odrodzenie w prawdzie. Za Światło. Za samoświadomość. Za siłę. Za proces indywiduacji. Za to, że zaczęłam słuchać swojej Jaźni, a nie słów ludzi, którzy mną manipulowali. Za drugą szansę. Za Dobro, jakie zdarza się w moim życiu.

"Skazani jesteśmy na wolność naszych decyzji. Nawet zrzucenie ich na innych jest wyborem — najgorszym z możliwych, bo skazującym nas na nieautentyczne życie."
— Jean Paul Sartre