Niektóre rzeczy nie przestaną mnie zadziwiać w negatywnym
sensie.
Jedną z nich jest właściwe moim rodakom zachowanie
polegające na celebrowaniu własnego cierpienia. Czasami mam wrażenie, że nic
tak nie podbudowuje naszego narodowego ego, jak uskarżanie się i lamentowanie
nad nieszczęsnymi kartami w historii, kiedy to byliśmy niewoleni, mordowani i
wynaradawiani. Dlaczego mnie to dziwi? Bo lamentowanie nic nie daje oprócz
nieco lepszego samopoczucia. Czynię z siebie ofiarę, a więc domagam się
współczucia, nie pozwalam na wytykanie moich wad (bo przecież ofiary są święte)
i - wreszcie - rozgrzeszam sam siebie za ewentualne krzywdy, jakich doznali
inni z mojej ręki. Bo przecież i tak jestem ofiarą. To celebrowanie cierpienia
idzie więc tylko w jedną stronę - roszczeniową, a nigdy w dialog czy gotowość
do wyznania swoich win.
Nie chodzi mi o to, że ofiarom nie należy się pamięć i
szacunek, bo się bezsprzecznie należą. Chodzi mi o to, żeby rozpamiętywanie
nieszczęść niosło też i w następstwie pokorę i wyciągnięcie ręki, żebyśmy nie
zapiekali się w swojej nienawiści i nie pielęgnowali uczuć mściwych.
Dlatego nie rozumiem, dlaczego niektórzy posłowie upierają
się przy tym, żeby w uchwale upamiętniającej ofiary rzezi wołyńskiej znalazło
się określenie "ludobójstwo". Dlatego nie rozumiem, dlaczego 20 lipca
w Radymnie odbędzie się rekonstrukcja historyczna... rzezi wołyńskiej. Dlatego
nie rozumiem retoryki smoleńsko-katyńskiej. Dlatego nie rozumiem, dlaczego
romantyczny mit Polski-Mesjasza Narodów jest wciąż tak atrakcyjny. Dlatego nie
rozumiem odrzucania ciemnych kart historii i udawania, że Jedwabne czy Radziłów
to tylko wymysły. Dlatego nie rozumiem, dlaczego stawianie Polaków w roli innej
niż tylko ofiary nazywa się działaniem antypolskim. Nie rozumiem wybiórczego
korzystania z historii. Nie ma prawd jedynie słusznych.
My, Ukraińcy,
powinniśmy sobie rzeź uświadomić i z całego serca przeprosić. Bo ten, który
przeprasza, nigdy się nie myli i jest na dobrej drodze. Nawet jeśli jemu też
uczyniono krzywdę. Tylko że nasze dzisiejsze społeczeństwo jest w takim
agresywnym nieludzkim stanie, że liczyć na natychmiastowe masowe przeprosiny
jest trudno. Rekonstrukcja rzezi to tylko oddala, prowokuje kolejne urazy,
ostre nawroty nienawiści. To nie ma nic wspólnego z bólem, z ofiarami rzezi. To
lekceważenie.
/Jurij Andruchowycz, ukraiński pisarz/