/Sylwia Chutnik, "Cudzy sen"/
wtorek, 11 lutego 2014
full moon - jasne myśli :)
Trzymam go więc, aż mi palce nabiegają krwią. Nie puszczę, paznokciami się wbiję, zębami chwycę koszulę i nie dam. Moje dziecko, kruszynko, synku, nawet nie wiesz, jak ty w nocy płakałeś. Byłeś mały, karmiłam cię, a ty patrzyłeś na mnie wielkimi oczami i tak trwaliśmy. Pierwsza, druga nad ranem, a my sobie siedzieliśmy na łóżku i byliśmy jak kosmos. Bez początku i końca. Trzymam mocno dziecko, jakby mi miało uciec i nigdy nie wrócić. Zaborcza jestem, na granicy histerii. Bo przecież nie tak miało być, miałam być zawsze i wszędzie. Nawet we śnie, bo i tam może dziać się coś strasznego. Widzę siebie jako matkę-rycerza broniącego syna przed wszystkim, złym: a to smokowi głowę obetnę, a to ukarzę jakiegoś rzezimieszka. Ale wejść do tej bajki nie mogę. Syn musi sam stać się rycerzem. Patrzę, jak codziennie wkłada swoją zbroję. Staram się mu nie poprawiać hełmu i nie przyczesywać wystających spod niego włosów. I tylko mi się ta ręka zaciska bezwiednie, i wtedy wiem, że do żadnego snu wejść nie mogę. Do żadnego innego życia też nie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz