Monika Tutak-Goll,
"Jazda po matkach"
Lubimy osądzać: że
matki są leniwe, roszczeniowe, rozlazłe kury, a dzieci to dla nich alibi.
Najpierw zapytała, co ze mną będzie. A co ma być? No wiesz,
co potem? Potem wrócę do pracy. Albo mnie przyjmą, albo zwolnią, zobaczymy, dla
mnie ważne jest to, co teraz. A teraz chcę być z dziećmi.
Znajoma pytała z troski, nie trzeba mieć jej tego za złe.
Byłam dwa lata na urlopie wychowawczym, w drugiej ciąży, w planach - urlop
macierzyński. Pytań, które każą się tłumaczyć, nie znosiłam najbardziej:
"Kiedy wracasz do pracy?", "Co dalej?", "Szukasz już
niani?", "Chyba czas wziąć się do roboty", "Ja bym zwariowała,
gdybym miała tyle ciągnąć wychowawczy", "Odbiło ci?", "Taka
z ciebie feministka, a z dziećmi siedzisz już trzeci rok".
"Siedzisz" - nieważne, że dorabiasz, łapiesz
zlecenia, piszesz, kiedy cały dom już śpi. Nie masz etatu, nie wychodzisz z
domu na osiem godzin, to "siedzisz". I nie robisz nic.
Osądzać i porównywać - to lubimy. Że matki są leniwe,
rozlazłe kury, a "dzieci to dla nich zwykłe alibi".
Roszczeniowe, a już "te wózkowe to najgorszy gatunek matki". Wygodne,
ustawiły się, nie muszą pracować. "Święte krowy".
Aric Sigman, brytyjski psycholog, zauważył, że pojawił się
nowy rodzaj uprzedzenia - "motherism". Coś jakby matczyzm.
Dyskryminacja matek niepracujących albo zbyt długo przebywających na urlopach
wychowawczych. Bo powinny sobie radzić, lekko godzić wychowanie dziecka z
pracą, dom nie może im przeszkadzać w karierze. To one mają się dostosować do
rynku pracy, nikt tu na nie nie będzie czekał z etatem. Wracaj szybko, bo
wypadniesz z gry. Zresztą, jak wrócisz krótko po porodzie, to i tak cię
podsumują: że wredna, od razu zostawiła dziecko. Za szybko też nie można.
Cokolwiek zrobisz, i tak się tłumaczysz. Matka musi.
Poszłyśmy z tą znajomą na Kongres Kobiet w 2012 roku.
Feministyczna impreza, tyle kobiet sukcesu. A mnie coś uwiera, gryzie. I czuję
się nieadekwatnie, nie na miejscu. Bo słucham o przedsiębiorczości, że trzeba
wziąć sprawy w swoje ręce, że damy radę, takie jesteśmy "superwoman na
rynku pracy". Musimy mieć tylko żłobki, przedszkola, po macierzyńskim
uśmiechamy się do pracodawcy, wciskamy się w marynarki - i cudownie, i do
przodu. A ja kolejny rok na wychowawczym; jedno dziecko ma pięć lat, drugie już
dwa. I myślę: czy są na sali samotne matki, które ledwo wiążą koniec z końcem?
Czy są matki niepełnosprawnych dzieci, na których barki państwo zrzuciło całą
pracę opiekuńczą? Czy są może kobiety, które nie mogą wrócić do pracy, bo w
żłobku nie ma miejsc, a nie opłaca im się, by pracować na opiekunkę? A może są
kobiety, które chcą po prostu być z dziećmi, zwyczajnie, bo czują taką
potrzebę. Bo wolą wychowywać dzieci, budować z nimi więź, niż przekazywać je
pod opiekę obcym? Nie wszystkie możemy i chcemy być superwoman. Nie wszystkie
będziemy aktywne i przedsiębiorcze. Zróbmy miejsce dla wszystkich.
Agnieszka Graff powiedziała na tym kongresie: „Od lat słowo
» przedsiębiorczość «służy w Polsce piętnowaniu ludzi biednych jako
nieudaczników. Kobietom, a zwłaszcza matkom, jakoś szczególnie łatwo przypina
się łatkę » roszczeniowych «”.
Agnieszka Graff, jedna z pierwszych, które publicznie
przyznawały, że są feministkami, jedna z pierwszych, które walczyły o prawo do
aborcji, staje w obronie matek. I domaga się szacunku dla ich pragnienia bycia
z dziećmi. Pewna koleżanka ze środowiska powiedziała, że "Graff odbiło od
macierzyństwa". Graff odpowiada: "Trudno walczyć jednocześnie o to,
by być matką, i o to, by matką nie być. To się słabo rymuje. Ale dajmy kobietom
prawo do wyboru".
W dzisiejszej rozmowie Agnieszka Graff tłumaczy:
"Pragnienie dziecka to nie jest uczucie antyfeministyczne. Czas zająć się
macierzyństwem". I przyznaje: "Temat macierzyństwa
przegapiłyśmy". Została matką, dyskryminację odczuła na własnej skórze. I
jeszcze usłyszała, że jej odbiło. Ja też to słyszałam. Może i ty to usłyszysz.
Może nawet od koleżanki?
/”Wysokie Obcasy” 10 maja 2014/
Wysokie! Dzięki za ten wstępniak :) i za wywiad z
Agnieszką Graff również :) To wszystko i moje myśli.
Doświadczenie opieki nad małym człowiekiem, ale też starym
człowiekiem, schorowanym, doświadczenie totalnej zależności drugiej osoby,
którą kochasz, to koniec indywidualizmu. Jednak to nie znaczy, że jedyną opcją
jest powrót do konserwatyzmu. A tradycyjna opowieść jest taka: skoro się kimś
opiekujesz i to sprawia, że nie jesteś samodzielnym bytem rynkowym, to ktoś
musi się tobą zaopiekować. Kim ten ktoś ma być? Oczywiście twardzielem,
mężczyzną, biskupem. Ja dlatego tak ostro stawiam sprawę z Kongresem Kobiet.
Rolą feminizmu nie może być wytwarzanie siły roboczej dla kapitalizmu. Ten
model - dyspozycyjności, samodzielności, kreatywności - według mnie się kończy.
A pragnienie dziecka to nie jest uczucie antyfeministyczne. (...)
Jeśli masz dziecko, jesteś rozlazłą kwoką, jak nie masz, jesteś zimną suką, jak pracujesz, robisz krzywdę rodzinie, jak nie pracujesz, jesteś darmozjadem. Te stereotypy i sprzeczne oczekiwania siedzą w naszych głowach i powodują rozdarcie. Też je przeżywam. Jeżeli jesteś kobietą, która coś osiągnęła, czytasz, piszesz, zaczyna nie starczać ci doby. Dziecko jest zachłanne, wysysa energię, ale to jest wielka frajda, zmysłowa i emocjonalna. Pod koniec dnia miałam czasem poczucie, że ręce mi się trzęsą, nogi uginają od zmęczenia, ale koniecznie chcę przeczytać tę książkę. Przez to, że spędzam wiele godzin z dzieckiem, nie przestaję chcieć czytać i się rozwijać. Tylko brakuje mi doby. Nie wyrabiam się ze zobowiązaniami towarzyskimi, zawodowymi, społecznymi, życia jest za mało dla kobiety, która próbuje łączyć te dwa światy.
Jeśli masz dziecko, jesteś rozlazłą kwoką, jak nie masz, jesteś zimną suką, jak pracujesz, robisz krzywdę rodzinie, jak nie pracujesz, jesteś darmozjadem. Te stereotypy i sprzeczne oczekiwania siedzą w naszych głowach i powodują rozdarcie. Też je przeżywam. Jeżeli jesteś kobietą, która coś osiągnęła, czytasz, piszesz, zaczyna nie starczać ci doby. Dziecko jest zachłanne, wysysa energię, ale to jest wielka frajda, zmysłowa i emocjonalna. Pod koniec dnia miałam czasem poczucie, że ręce mi się trzęsą, nogi uginają od zmęczenia, ale koniecznie chcę przeczytać tę książkę. Przez to, że spędzam wiele godzin z dzieckiem, nie przestaję chcieć czytać i się rozwijać. Tylko brakuje mi doby. Nie wyrabiam się ze zobowiązaniami towarzyskimi, zawodowymi, społecznymi, życia jest za mało dla kobiety, która próbuje łączyć te dwa światy.
Rzadko feminizm jest postrzegany jako równouprawnienie perspektywy kobiecej, a więc także macierzyńskiej, w życiu społecznym, politycznym, ekonomicznym. Tymczasem, mam wrażenie że to, o co woła Kongres Kobiet i jego liderki, to umężczyźnienie kobiet. I to jest smutne. Podpisuję się pod tymi słowami, bo też są mi bliskie. Ech, temat rzeka... Ściskam droga Mamo!
OdpowiedzUsuń