Czesław Miłosz
Tłumacząc Annę
Świrszczyńską na wyspie Morza Karaibskiego
Koło bananowców, na leżaku nad basenem / W którym Carol robi
nago swoje pętle / Crawlem i klasycznym, przerywam jej / Pytając o synonim. I
znów pogrążam się / W mruczącą polszczyznę, w rozpamiętywanie.
Z powodu nietrwałości umysłu i ciała, / Z powodu twojej
czułości dla naszego losu / Przywołuję ciebie i będziesz między ludźmi / Choć
napisałaś w wierszu: “Nie ma mnie”. / “Jaka radość, że nie ma mnie”. / Co wcale
nie znaczy: “I do not exist / Ani: Je n’existe pas, i jest słowiańskie: / Mnie
nietu, jak rodem z Orientu.
I, zaiste, wysławiając bycie: / rozkosz miłosnego dotyku,
rozkosz biegania po plaży, / wędrowania po górach, nawet grabienia siana,
Znikałaś, żeby trwać bezosobowo.
Kiedy zobaczyłem ciebie raz ostatni, / Zrozumiałem, dlaczego
ciebie nie lubili, / Ani twojej poezji. Z tą twoją białą grzywą / Tylko jeździć
na miotle, mieć diabła za kochanka, / A ty jeszcze obnosiłaś się / Z filozofią
wielkiego palca u nogi, / Żeńskiej szpary, pulsu, grubego jelita.
Definicja tej poezji: cokolwiek robimy, / Pragnąc, kochając,
posiadając, cierpiąc, / Jest zawsze tylko tymczasem, / Bo musi gdzieś być inne,
prawdziwe i stałe, / Choć zupełnie nie wiadomo, czym jest wieczność.
I ciało jest najbardziej tajemnicze, / Ponieważ tak
śmiertelne, chce być czyste, /Uwolnione od duszy, która krzyczy: “Ja!”
Metafizyczna poetka Anna Świrszczyńska / Najlepiej czuła się
stojąc na głowie.