„Cafe de flore” to film, który ma duży potencjał, ale za
bardzo ociera się o kicz, żeby być po prostu dobry. Wiodącą historią jest obraz
rozstania Carole i Antoine, pary będącej ze sobą od czasu dorastania. Przekonani do
o pokrewieństwie swoich dusz i o tym, że są dla siebie wybrani i wyjątkowi, że
ich miłość jest jedyna i absolutna, cierpią z powodu rozstania, które spadło na
nich po 25 latach wspólnego życia jako idealna rodzina. Oboje wierzą w mit
miłości absolutnej, więc w momencie, kiedy ich związek rozpada się, zadają
sobie pytanie, jak to możliwe, żeby to idealne uczucie skończyło się i mogło
być zastąpione innym, wcale nie gorszym, również idealnym, jedynym. Pytanie to
zadaje sobie przede wszystkim Carole, która nagle zostaje sama. Próbuje sobie
wyjaśnić to, co ją spotkało, na wiele sposobów, jednak nie znajduje odpowiedzi.
Pytanie to męczy również Antoine'a, który żyje z poczuciem winy i długo nie potrafi
zapewnić poczucia bezpieczeństwa swojej nowej wybrance. Aby tak się stało,
Carole wszak musi mu wybaczyć, pogodzić się z tym, co się stało, pozwolić
ukochanemu odejść, a ona jest wciąż w żałobie po związku i na skraju rozpaczy,
bliska odebrania sobie życia.
Okazuje się jednak, że jedyne wyjaśnienie, które jest w
stanie zaakceptować, jest dość kuriozalne, wręcz kiczowate i to najsłabszy
moment filmu. A ponieważ jest to jednak ogniwo spajające dwie równolegle
opowiadane historie: Carole i Antoine'a oraz Jacqueline, samotnej matki wychowującej syna z
zespołem Downa (w tej roli świetna Vanessa Paradis), w efekcie ciągnie
cały film w dół. Podobnie jak sielankowa końcówka, dość mało prawdopodobna,
mocno przesłodzona. Szkoda, bo estetycznie jest to prawdziwa perełka, dawno nie
widziałam w kinie tak dopracowanych zdjęć, pięknych kadrów, celnych obserwacji,
zachwytu nad szczegółem, piękna brzydoty, nie słyszałam tak bliskiej mi muzyki
(a na końcu… „Le vent nous portera”…, czyli „Uniesie nas wiatr” - ale jako
cover).
Jest to więc film dobry i niedobry zarazem. Bardzo dobrze
zagrany, bardzo dobrze nakręcony, ale wpadający w banał i pretensjonalny. Okazuje się, że trudno
jest we współczesnym kinie mówić o absolutnej miłości językiem, który by nie
był kiczowaty. Może dlatego, że, zamknięci w ramach racjonalizmu i życiowych
doświadczeń, nie możemy w taką miłość uwierzyć. Chociaż...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz