Marc Chagall "Adam i Ewa" |
Historia Adama i Ewy i ich wygnania z raju wcale nie jest,
jak zwykło się nam wmawiać na katechezach i w kościele, historią upadku
człowieka. To raczej opowieść o narodzinach człowieczeństwa. Kim byli owi „pierwsi
rodzice”, jeszcze w raju? Nie czuli wstydu, nie musieli się o nic troszczyć,
nie chorowali, nie popełniali grzechów. Byli jak dzieci we mgle albo jak
zwierzęta, których przecież nie dotyczy etyka i moralność. Tymczasem Ewa
„zwiodła” Adama i ten zjadł owoc z drzewa poznania złego i dobrego. Wcześniej
biblijna para zatem nie potrafiła rozpoznać, co jest dobre, a co złe, byli
niesamodzielni, wszystko podał im Bóg, jak na tacy. Nie mogli nawet mieć
pojęcia o tym, że dobro i zło mogą być rozłączne, że w ogóle istnieje taki
podział. Świat był jednolity, a jedynym przejawem dualizmu była różnica w ich
płciach, podobnie jak u zwierząt.
I oto Ewa, którą niesłusznie odsądza się od czci i wiary,
nakłania Adama do „grzechu”. Grzech ma ewidentnie negatywne konotacje, jest
złem samym w sobie, sprzeniewierzeniem się Bogu. Ale ten błąd, „grzech” pierwszych ludzi tak naprawdę jest początkiem
człowieczeństwa. Od tej pory człowiek może wybierać, choćby między dobrem i
złem, które jawią się przed nim w całej swojej postaci samodzielnego życia. Bóg
już nie ma nad nim bezpośredniej kontroli, owszem, skończył się dobrobyt, ale
człowiek wreszcie może sam decydować,
czy chce zawierzyć Bogu, czy nie. Może decydować, co zrobić ze swoim
życiem. Nie musi mieszkać w nudnym, radosnym, szczęśliwym raju. Owszem, ceną za to jest cierpienie, któż by jednak jej nie zapłacił za samodzielność, dorosłość? Zatem – chwalmy
Ewę, bo to ona jest w istocie matką Ludzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz