I znowu jest noc. Złotawy księżyc ledwo
przeziera zza chmur. W nieruchomym powietrzu śnieg pada całkiem pionowo.
Wygląda jak wielka firanka, za którą gdzieś daleko pali się żółta lampa.
Wszystko razem przypomina nieskończenie wielki pokój, gdy nocą wędrowiec
zagląda do okna obcego domu.
(…) W noc cichą jak ta słychać, jak świat się starzeje. Przepalają się żarówki i tranzystory, rdza rozkłada mechanizmy, drewno w piecu spala się szybciej, niż rośnie w lesie, ubrania tleją i butwieją na naszych ciałach i z każdą chwilą są cieńsze i słabsze, pełne zamienia się w próżne, a potem w potłuczone, papieros w popielniczce własnoręcznie dokonuje żywota, obrazy i dźwięki parują z magnetycznych taśm i tusz opada w długopisie, a papier kruszeje jak opłatek i nawet fałszywe królestwo tworzyw sztucznych się nie oprze. To jest prawdziwy świat miłości, bo ciemny cień straty wisi nad nim jak jastrząb nad zdobyczą.
(…) W noc cichą jak ta słychać, jak świat się starzeje. Przepalają się żarówki i tranzystory, rdza rozkłada mechanizmy, drewno w piecu spala się szybciej, niż rośnie w lesie, ubrania tleją i butwieją na naszych ciałach i z każdą chwilą są cieńsze i słabsze, pełne zamienia się w próżne, a potem w potłuczone, papieros w popielniczce własnoręcznie dokonuje żywota, obrazy i dźwięki parują z magnetycznych taśm i tusz opada w długopisie, a papier kruszeje jak opłatek i nawet fałszywe królestwo tworzyw sztucznych się nie oprze. To jest prawdziwy świat miłości, bo ciemny cień straty wisi nad nim jak jastrząb nad zdobyczą.
/„Zima”/
Tak. Od paru lat prześladują mnie wizje.
Wyjeżdżam za południową albo wschodnią granicę, wracam po tygodniu albo dwóch i
próbuję ustalić, co zdarzyło się naprawdę, a co było fikcją. Zza jednolitej
materii świata przezierają zbłąkane zdarzenia. Czas pęka, rozłazi się i, żeby
nie zwariować, wciąż trzeba go odtwarzać. Ta kruchość, ulotność, nietrwałość czasu
to specyfika moich stron. Nigdy nie płynął tutaj równym, spokojnym nurtem,
właściwym wielkim metropoliom. Zawsze coś stawało mu na przeszkodzie. Dzielił
się, rozdwajał, zawracał, zakręcał, wchodził w dziwne relacje z przestrzenią,
chwilami przycichał zupełnie i przepadał.
(…) Wędrówka ludów, w której wszyscy już
teraz bierzemy udział, to w gruncie rzeczy wielka ucieczka. Uciekamy,
emigrujemy z własnej dotychczasowej przestrzeni, z własnej historii, po prostu
z własnego życia. Kiedyś wyruszaliśmy po to, by nasze życie stało się bardziej
wartościowe, pełniejsze, po prostu lepsze, większe i bardziej ludzkie. Teraz,
żyjąc, chcemy za wszelką cenę porzucić własne życie, chcemy z niego wyjść,
chcemy w jednej chwili stać się kimś innym. W kulturze Zachodu te procesy są
już oswojone i przypominają raczej zabawę niż dramat. Można wybrać sobie
osobowość, temperament, światopogląd, tak jak wybiera się miejsce zamieszkania.
Swoboda wyboru to codzienność. Zmienia się osobowość tak jak kolor włosów.
/„Fado”/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz